Henryk Kiedroń przyszedł na świat 28 czerwca 1951 roku, jako syn agronoma Karola Kiedronia i jego małżonki Ludmiły z d. Dubnickiej. Rok później narodziła się jego siostra Danka. Wychowywał się w Stonawie u babci, tam też chodził do podstawówki. Kolejnym etapem jego edukacji było polskie gimnazjum w Orłowej, a następnie zagraniczne studia żurnalistyki. Jeszcze przed nimi przetarł sobie dziennikarskie szlaki w redakcji „Głosu Ludu“ i z tą gazetą po studiach przez długie lata związane było jego życie zawodowe; w latach 1986-91 był jej redaktorem naczelnym, przeprowadzając „Głos“ przez trudne acz ciekawe i jakże przełomowe lata przemian politycznych. Po epizodzie z biznesem, poświęcił się działalności tłumacza, grafika i wydawcy, dokonując redakcji przeróżnych wydawnictw, na przykład książek i czasopism spółki Noetis oraz szeregu innych, w tym Podstawowej Wyspecjalizowanej Organizacji Hodowców Nagietków i Irysów z siedzibą w Nowym Jiczynie, której był członkiem jako zapalony ogrodnik, a której periodyk „Gladiris“ redagował i wydawał, pełniąc funkcję redaktora naczelnego i przewodniczącego kolegium redakcyjnego. Współpracował z wieloma wydawnictwami, dokonując składu komputerowego, opracowując grafikę, dokonując tłumaczeń – i to bynajmniej nie tylko słowa pisanego, ale take symultanicznie, słowa mówionego, podczas imprez i spotkań na najwyższym szczeblu państwowym. Swojej pracy z niezwykłą sumiennością i odpowiedzialnością poświęcał się praktycznie aż do ostatnich chwil. Był założycielem koła PZKO w Ostrawie i duszą wszelkich jego działań, zapalonym inicjatorem i realizatorem. Przed 11 laty stał się motorem organizacyjnym działalności odrodzonego po czterdziestu latach zespołu „Niezapominajki“, nadając mu z właściwym sobie dowcipem oraz dystansem do wszelkich spraw zbytnio napuszonych program określony w nazwie: Zespół Pieśni i Ruchu Nieskoordynowanego.

Miłość z lat studenckich zaowocowała prawie trzydziestolestnim związkiem małżeńskim z żoną Nataszą. Potem los złączył go z obecną żoną Ewą, przeżyli wspólne 22 lata pięknego związku, podczas którego poznał życie rodzinne i mógł nacieszyć się dziećmi i wnuczętami. Dla swoich najbliższych stworzył rajski ogród, w którym rodzinnie spędzali letnie miesiące, a Henryk mógł realizować swoje pasje ogrodnicze, a także poświęcić się swoim ukochanym pszczółkom; oczywiście będąc aktywnym członkiem związku ogrodników i pszczelarzy. Ogród stał się miejscem zjazdów szerokiego kręgu rodziny oraz przyjaciół z kraju i zagranicy, których regularnie zwoływał i organizował nie kto inny, jak właśnie Henio ze swoim niezwykłym darem jednoczenia i organizowania ludzi. Nieodłącznym punktem programu stawał się występ „Niezapominajek“, w związku z którymi trzeba jeszcze dodać, że to nie tylko działalność zespołu, ale także organizowanie spotkań koleżeńskich po latach w ramach tzw. Klubu Starszaków, członków dawnego młodzieżowego Klubu Pod Arkadami w Hawierzowie.

Wiele lat wcześniej pomagał swojej mamie zorganizować życie latem w domku na ogródku, a później, zwłaszcza po śmierci siostry, wraz z żoną troszczyli się o sędziwą matkę czy to u siebie w domu, czy też w mieszkaniu, które pomogli jej urządzić w najbliższym sąsiedztwie, tak by móc być u niej błyskawicznie w razie każdej potrzeby i zatroszczyć się w latach słabości i choroby. Dzięki tej opiece matka mogła dożyć się błogosławionego, wysokiego wieku.

Zawsze skromny, pracowity i sumienny, dbający zawsze o dobro innych, a o swoje na ostatnim miejscu – takiego go zapamiętamy. W ciągu ostatnich dwóch lat ogromną oporą w walce z chorobą była dla niego przede wszystkim żona Ewa, która troszczyła się o niego i była obok do ostatniej chwili, trzymając go za rękę ostatniej nocy, ale także synowie Radim i Jan, synowe Žaneta i Markéta, wnuczęta Hanička, Mikulášek oraz Nelinka. Przy tej okazji wspominamy także siostrę Dankę, która wyprzedziła go do wieczności w wieku 55 lat. Dziś żegnacie się z waszym ukochanym, dziękując mu za tyle dobra, zachęty i poświęconych chwil, razem z bliższą i dalszą rodziną, przyjaciółmi, znajomymi, współpracownikami i wszystkimi, którzy zachowają Henryka we wdzięcznej pamięci. Zwłaszcza wam, drodzy najbliżsi niech mi wolno będzie w jego imieniu i zastępstwie wyrazić najgorętsze słowa podziękowania za waszą miłość, obecność, bliskość, wsparcie i troskę. W imieniu rodziny dziękujemy panu ordynatorowi oddziału płucnego szpitala Agel w Ostawie Witkowicach dr. Jaromírowi Roubecowi, za przyjacielskie wsparcie panu dr. Józefowi Słowikowi, lekarce rejonowej pani dr Terezie Matuškovej, pracownikom mobilnego hospicjum św. św. Łukasza i Krzysztofa Charity Ostrawa, wszystkim krewnym, przyjaciołom i znajomym, wymienionym i niewymienionym: Pan Bóg zapłać za wszystko.

__________

Po raz kolejny przypada mi w udziale niezwykle trudny obowiązek powiedzenia paru słów przy tak smutnej okazji. Zazwyczaj pomagają mi w tym codzienne hasła „Z Biblią na co dzień“, które nieprzerwanie wydawane są od 293 lat. Wczoraj z modlitwą zajrzałem do – dziś już – aplikacji i przeczytałem: „Jako żyje Pan, będę mówił tylko to, co powie mój Bóg“ (2 Krn 18,13). No tak, mówię, nie chcę zrobić inaczej; w żadnym innym wypadku nie miałbym czelności tutaj stanąć i cokolwiek mówić. Zanim jednak przeczytam dzisiejsze hasło, pozwolę sobie na małą dygresję, to co mówiłem podczas ostatniego koncertu „Niezapominajek“ u nas w kościele, zastępując nieobecnego już, niestety, Henia. Kiedy po raz pierwszy zaprosiłem zespół z programem kolędowym, nie wiedząc dokładnie, co prezentują, przyszedłem im otworzyć kościół na próbę, w sobotę przed występem. Gdy zaczęli grać i śpiewać, a ja siedziałem w połowie kościoła w ławce, łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach. Przez te różne utwory niekoniecznie religijne, poprzez muzykę mówił do mnie Ktoś z góry… A potem nieraz było tak samo, kiedy Henio zaczynał swoje słowo wiążące. Nie tylko że genialnie dowcipne, na wysokim poziomie językowym i wysokim poziomie kultury oraz humoru… Przed poprzednimi świętami oglądaliśmy z żoną wideo z pewnego programu świątecznego sprzed 6 lat – to co mówił Henio między utworami było o niebo lepsze niż niejedno kazanie, niejedno przemówienie ewangelizacyjne. Także na dobrym poziomie teologicznym…

Słowo na dziś natomiast pochodzi z Ewangelii Jana, rozdziału 14.:

[Jezus mówi:] „A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli. I dokąd Ja idę, wiecie, i drogę znacie.“ (J 14,3-4)

Przeczytam do tego jeszcze dwa dalsze wiersze: „Rzekł do niego Tomasz: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz, jakże możemy znać drogę? Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie“.

W tym momencie uczniowie jeszcze nie wiedzą, co czeka ich Nauczyciela. I jest charakterystyczne, że pytanie zadaje Tomasz – najwidoczniej zawsze był tym odważnym, który nie bał się zadawać pytań, nawet gdyby były niewygodne. Wyraża wątpliwość wszystkich uczniów. Wiara, która wierzy ślepo i nie zadaje pytań niewiele jest warta. Zadawanie pytań, nawet powątpiewanie, jest niezbędne do rozwoju człowieka. I my dziś, w chwili pożegnania, pytamy i nie możemy powiedzieć, że wiemy coś na pewno – kiedy chodzi o życie po śmierci, nikt z nas nie może mieć z tym doświadczenia. Nasi bliscy i ukochani umierają, kończy się ich czas tu na ziemi – czy to kres człowieka? Wiara mówi, że nie. Ale ta wiara nie chce być, nie jest i nie może być w niezgodzie z intelektem. Dlatego chce czegoś więcej. Dlatego zadaje pytania. W tekście ostatniego utworu wyraziła to moja żona poprzez zakończenie refrenu: „Ile wart jest bez ciebie, ile wart jest nasz świat i jak trudno uwierzyć, że życie nadal trwa…“

Jak wtedy uczeń Jezusa Tomasz zadajemy pytanie i mówimy o naszych wątpliwościach, o tym jak nam ciężko, jak smutno. A Jezus odpowiada, że to On jest drogą, prawdą i życiem. No tak, mamy Wielki Tydzień, którego święta, zwłaszcza pod koniec, będą przypominały o Jego cierpieniu, o krzyżu, o śmierci. Ale także o zmartwychwstaniu! Apostoł Paweł napisze później, że Jezus jest pierwszym z tych, którzy zasnęli i są wzbudzeni do życia (1 Kor 15,20nn). Że to dla nas uczynił, żeby śmierć nie musiała nam zagrażać, żeby nie miała wiecznego rozmiaru. Przez to nam mówi, że nie tylko „jest coś więcej“, czego na razie nie możemy przyjąć inaczej niż wiarą – ale że JEST, i że Bóg nas do tego życia zaprasza. Że je dla nas przygotował i chce, byśmy byli blisko Niego. Wcześniej z Księgi Objawienia czytaliśmy coś o tej rzeczywistości pozbawionej łez, smutku, krzyku, trwogi, o tym że Bóg ociera łzy, że daje odetchnąć i odpocząć po cierpieniu. On sam wziął na siebie ludzkie ciało i przez to wszystko przeszedł. Wziął nasze cierpienie i naszą śmierć, dlatego to nie są jakieś tanie słowa pociechy. Nasze ludzkie słowa takimi pustymi by były, gdybyśmy chcieli coś podobnego powiedzieć chorym, umierającym czy płaczącym w żałobie. Przez to, że teraz jesteśmy tutaj mówimy najbliższym naszego Henryka: Jesteśmy z wami, dzielimy wasz ból i smutek. Ale przez to, że czytamy przy tym Słowo Boże, mówimy też: chociaż sami bezradni i wątpiący, jednak liczymy się z Tym, który te słowa do nas wypowiada, który za nas poświęcił się aż na krzyż.

Gdy czasami omawiając na próbie treści niektórych kolęd ktoś (też już dziś u Pana) wyraził wątpliwości podobne do tych tomaszowych z ewangelii, to właśnie Henio – pamiętam dokładnie – prostym jednym zdaniem wyjaśniał te wątpliwości, dając przez to wyraz swojej wierze i dojrzałości. Czynił tak, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć „farorz“. Czynił tak wiele razy, wypowiadając w rozmowie jakże mądre słowa.

Jak to dziś było? „Szanowni – jo nie wiym, czy mnie słychać…? Słychać“. Jeżeli chce nam powiedzieć coś ważnego, to z pewnością mówi do nas „to co mówi Pan“: znacie drogę, idźcie nią, bo jest prawdziwa, wiarygodna i daje wartościowe życie. Jest „spolegliwa“, to takie stare słówko, dziś może niemodne, ale nim moglibyśmy określić i Henryka. „Abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli“, mówi nam Ten, który już trud pielgrzymki zakończył.

To chyba jedynie pozostaje zastosować się do tego programu, do tej wskazówki. Teraz się pożegnać, rozluźnić uścisk dłoni, powiedzieć nie tylko „Z Bogiem“, ale i „Do widzenia“, potem wspominać – ale nie zapomnieć o wartościach. I o ich Dawcy, na którym można polegać. Amen.

 

Nasz świat bez Henia

Muzyka: Jan Borysewicz
Słowa: Joanna Sikora-Kożusznik

 

Nauczyłeś nas chyba już wszystkich najlepszych rzeczy,
Jak być sobą, jak dobrze żyć i w marzenia uwierzyć.
Spakowałeś swą teczkę i wszystkie mądre twe słowa,
Których nigdy nie było dość – kto tradycji dochowa…

Ile wart jest bez ciebie, ile wart jest nasz świat,
I jak trudno uwierzyć, że życie nadal trwa…

Pierwsza podróż bez ciebie gdzieś, to jak podróż w nieznane,
Jak odnaleźć się teraz tu i ukoić ten zamęt?
Bez twych tekstów i twoich słów trzeba uczyć się życia,
Czerpać siłę i wierzyć że patrzysz na nas z ukrycia.

Ile wart jest bez ciebie, ile wart jest nasz świat,
I jak trudno uwierzyć, że życie nadal trwa…
Ile wart jest bez ciebie, ile wart jest nasz świat,
Ale nic nie zabierze spędzonych razem lat…

Ile wart jest bez ciebie, ile wart jest nasz świat,
W każdym z nas pozostanie przyjaźni twojej ślad…

jak

jak