Život s Bohem

Z „papuciami” na rydwany albo tajemnica Bożego zwycięstwa

By 9 dubna, 2021 No Comments

2 Mż 14,8-14; 15,20-21

I przywiódł Pan do zatwardziałości serce faraona, króla Egiptu, tak że ścigał synów izraelskich. A synowie izraelscy wychodzili pod osłoną podniesionej ręki. Egipcjanie ścigali ich, wszystkie konie i wozy faraona, jego jeźdźcy i jego wojsko, i dogonili ich obozujących nad morzem, koło Pi-Hachirot naprzeciw Baal-Safon. A gdy faraon się zbliżył, synowie izraelscy podnieśli oczy swoje i ujrzeli, że Egipcjanie ciągną za nimi, i zlękli się bardzo. Wołali tedy synowie izraelscy do Pana, a do Mojżesza rzekli: Czy dlatego, że w Egipcie nie było grobów, wyciągnąłeś nas, abyśmy pomarli na pustyni? Cóżeś nam to uczynił, wyprowadzając nas z Egiptu? Czy nie powiedzieliśmy ci tego już w Egipcie, mówiąc: Zostaw nas w spokoju, będziemy służyli Egipcjanom, gdyż lepiej nam służyć Egipcjanom, niż umierać na pustyni. Na to rzekł Mojżesz do ludu: Nie bójcie się, wytrwajcie, a zobaczycie pomoc Pana, której udzieli wam dzisiaj! Egipcjan, których dzisiaj oglądacie, nie będziecie już nigdy oglądali. Pan za was walczyć będzie, wy zaś milczcie! (…) Wtedy prorokini Miriam, siostra Aarona, wzięła w rękę swoją bęben, a wszystkie kobiety wyszły za nią z bębnami i w pląsach. Wtedy im Miriam zaśpiewała: Śpiewajcie Panu, gdyż nader wspaniałym się okazał: Konia i jego jeźdźca wrzucił w morze!

Chrystus Pan zmartwychwstał! Zaiste, prawdziwie zmartwychwstał! To pozdrowienie, radosne zawołanie pierwszych chrześcijan rozbrzmiewa nam w uszach i o zmartwychwstaniu chcielibyśmy rozmyślać podczas dzisiejszego kazania. Jakże to, że nam na niedzielę po Wielkanocy wyznaczono takie dziwne słowa, tekst zupełnie pozornie nie pasujący do kontekstu i okresu roku kościelnego? Przejście Izraelitów przez Morze Czerwone – i cały jego kontekst. Dlaczego tu i teraz?  Pastor się pomylił? To by też nie było nic dziwnego. Ale to nie pomyłka ani druckfeler w lekcjonarzu. Ten ciekawy tekst może nam uświadamiać to, od czego zostaliśmy uwolnieni i nad czym Bóg mocną dłonią swoją zwyciężył. Z jakiej niewoli wyszliśmy. Ale z drugiej strony uświadamia i to, że dopóki jesteśmy w drodze, minione zło i grzech może nas chcieć dopaść, może się za nami czaić i chcieć ponownie nas ogarnąć, ujarzmić, odciągnąć od Zbawiciela i starać się odebrać nam siłę do dalszego chodzenia drogą naszego Pana.

Na krzyżu nasi najwięksi przeciwnicy, szatan, grzech i śmierć, zostali pokonani. W Chrystusie jesteśmy zwycięzcami. Ale póki jesteśmy tu na ziemi, a nie w Bożym Królestwie, do którego zdążamy jak Izrael do ziemi obiecanej, ci wrogowie ciągle nam zagrażają. I choć pewnie ostatecznie nas nie pokonają, jednak setki, a może i tysiące małych bojów mamy do stoczenia… Wystarczy popatrzeć na obecną pandemię, wystarczy uświadomić sobie jak kruche jest ludzkie zdrowie i życie, jak kruche są relacje międzyludzkie, w końcu ile jest okazji, by przeciwnik mocą zła starał się zniszczyć Chrystusowy Kościół poprzez prześladowanie tych, co należą do Chrystusa. Oj, dopadają nas nieraz wojska faraona, a przed nami wody – w symbolice hebrajskiej wody morza zawsze były symbolem wzburzonych sił zła, które jakże łatwo mogą zatopić, zniszczyć, zlikwidować. Z tyłu wróg, z przodu wróg – nie ma wyjścia. Znamy takie sytuacje? Przyszłość niepewna, a przeszłość, która wydawała się być przezwyciężoną, odpuszczoną, pojednaną – dyszy za plecami i grozi tym najgorszym. Z pewnością stykali się z tą rzeczywistością chrześcijanie od samego początku, a pamiętajmy że przecież Wielkanoc to był czas chrztów. A chrześcijaństwo, to nie jest jakiś jeden moment, jakiś jeden akt – przyjdziesz do chrztu albo cię do niego przyniosą i „finito”. Nie, to dopiero się wszystko zaczyna. Zaczyna życie z Chrystusem, chodzenie z Nim, naśladowanie. Zaczyna także czas prób, pokus i niejednej sytuacji podbramkowej, jak ta nad morzem.

I pewnie każdy czytelnik, który zastanawia się nad tą historią z Biblii, zada sobie pytanie: dlaczego tak? Czemu tak dziwnie Pan Bóg prowadził ten swój lud wybrany, w ogóle nie prosto, tylko okrężnymi drogami, jakby specjalnie opóźniał czas ich dojścia do celu i aranżował takie sytuacje podbramkowe jak ta? Gdybyście mieli teraz Biblie przed oczyma, to bym wam powiedział: Odwróćcie jeszcze jedną kartkę wstecz, a tam jest wszystko wyjaśnione. Może dziwna to i trudna lekcja, ale niesamowicie ważna – dla narodu izraelskiego i dla Nowego Izraela właśnie zrodzonego z krwi Chrystusa, poprzez kąpiel odrodzenia. Pan Bóg widzi wyraźny cel w przyszłości i dlatego przeprowadza swój lud przez dziwne okoliczności, żeby mogli się przekonać, kto ich prowadzi, jak mocny On jest, i że nic się nigdy spod Jego kontroli nie wymyka – wręcz przeciwnie. Im bardziej sytuacja wygląda na beznadziejną, tym więcej On ma w zanadrzu pomocy dla tego, kogo ukochał, za kogo zapłacił najdroższą cenę, kogo wyprowadził z niewoli i chce mieć blisko siebie w swoim domu, w swojej przyszłości.

Trzynasty rozdział. Znajdujemy tam najpierw słowa zachęty o tym, jak uczyć następne pokolenia tych cudownych czynów i dzieł Bożych. Bo każdy sobie pomyśli: No tak, Pan wyprowadził nas z niewoli, choć to było niemożliwe, dokonał tak wielkich rzeczy, że nic ich już „nie przebije”, nic nad to już być nie może. Uwaga – za chwilę będzie „perełka”! Ale na razie czytamy o zasadach dotyczących przestrzegania przepisów sederowych, czyli tych różnych szczegółów, o których mówiliśmy przy Ostatniej Wieczerzy, jak wyglądała, o niekwaszonych chlebach, bo w takim pośpiechu Izraelici opuszczali Egipt, że się ciasto nie zdążyło zakwasić, itp. „A gdy cię syn zapyta w przyszłości, co to oznacza, odpowiesz mu: Pan ręką mocną wywiódł nas z Egiptu, z domu niewoli”. I co chwila, przy każdym szczególe się to powtarza: „Pan potężną ręką wyprowadził nas z Egiptu”. Zwróćcie proszę uwagę, że kiedy coś dłużej sobie przypominamy, zaczyna to być dla nas czymś oczywistym. Tak jest ze wszystkim, o czym czytamy w Biblii, tak jest z całą ewangelią. Pan nas wyprowadził, Pan uratował, Pan poświęcił się za nas, umarł za mnie, Pan to uczynił – a my już to bierzemy tak, jak gdyby to było coś naturalnego, co nam się należy, nieomal na co my żeśmy sobie sami zasłużyli. Tylko że potem może przyjść kolejne, całkiem nowe doświadczenie – i my po znów żydowsku „Aj, waj!”: czyli w płacz i narzekanie, bo źle się dzieje. Ale Bóg to wie. I coś chce zrobić, żeby nas wzmocnić, żeby przekonać, że On się nie zmienia i cokolwiek by nam na naszej drodze pielgrzymki życia mogło zagrozić, On ma swoje wyjście i swoją pomoc. Po prostu ma.

Wiersz siedemnasty: „Gdy faraon uwolnił lud, nie wiódł go Bóg drogą prowadzącą do ziemi filistyńskiej, chociaż była najkrótsza”. O! „Powiedział bowiem Bóg: Żeby lud na widok czekających go walk nie żałował i nie wrócił do Egiptu”. Pan Bóg wie o tym naszym paskudnym argumencie, który zawsze przeciwko Niemu wytaczamy: A, bo nam było lepiej… Lepiej nie iść za Tobą, lepiej po staremu, lepiej jest tym, co żyją w grzechu. Wiadomo, kto takie myślenie podpowiada – znowu ten odwieczny kłamca i ojciec kłamstwa. Ale zawsze jakaś półprawda tam w tym być musi, jakiś posmaczek prawdy, bo inaczej by zło ludzi nie łudziło i nie wydawało się atrakcyjne. Miejmy cały czas na myśli tych nowo ochrzczonych wierzących, w tle lud Starego Przymierza, a teraz nas samych i naszą sytuację. Te schematy się powtarzają – a Bóg pozostaje taki sam i tak samo jak ich, również i nas chce z naszych beznadziejnych sytuacji wyprowadzać i okazywać, jak wielki jest On sam!

„Pan przemówił do Mojżesza tymi słowami: Rozkaż Izraelitom, niech zawrócą i niech rozbiją obóz pod Pi-Hachirot pomiędzy Migdol a morzem, naprzeciw Baal-Sefon. Rozbijcie namioty naprzeciw tego miejsca nad morzem. Faraon powie wtedy: Izraelici zabłądzili w kraju, a pustynia zamknęła im drogę. Uczynię upartym serce faraona, i urządzi pościg za wami. Wtedy okażę potęgę moją nad faraonem i nad całym jego wojskiem. Poznają wówczas Egipcjanie, że Ja jestem Pan”. To już początek rozdziału czternastego. To Bóg sam rozkazuje im rozbić obóz na tym dziwnym miejscu! Bo chce pokazać wszystkim, także wrogom, że to On wyprowadza, ratuje i zbawia swój lud.

Kiedy jednak tak patrzę na tych Izraelitów, to muszę się wstydzić – jak często i u mnie się to zdarza, że i jak też tak mam: kiedy źle, to tysiąc pytań do Boga. Jak gdyby On nie był sam sobą, jak gdyby mi już milion razy nie pokazał, że On ma moc, że On panuje, że On się nie zmienia – że kocha, chce dla mnie jak najlepiej i NA PEWNO wyratuje! Też tak macie? „A gdy się zbliżył faraon, Izraelici podnieśli oczy, a ujrzawszy, że Egipcjanie ciągną za nimi, ogromnie się przerazili. (…) Czyż brakowało grobów w Egipcie, że nas tu przyprowadziłeś, abyśmy pomarli na pustyni? Cóż za usługę wyświadczyłeś nam przez to, że wyprowadziłeś nas z Egiptu?” Zdarzało się wam tak mówić? Tak pytać? Choć wiedzieliście, KTO jest Bogiem i jak bardzo was kocha? No, może nie, pewnie jesteście lepsi niż ten lud tam na pustyni, pewnie to tylko moja wiara taka mała, że też tak „kwiczę”… „Nie bójcie się! Pozostańcie na swoim miejscu, a zobaczycie zbawienie od Pana, jakie zgotuje nam dzisiaj. Egipcjan, których widzicie teraz, nie będziecie już nigdy oglądać. Pan będzie walczył za was, a wy będziecie spokojni”! Oto Boża odpowiedź. Bóg chce, byśmy z Jego zwycięstwa mogli korzystać W PEŁNI, i by nikt nie miał wątpliwości…

Tam jest jeszcze ciekawy pewien szczegół – znaczy, jest ich wiele, ale nie o wszystkim mamy teraz czas mówić. Kiedy Egipcjanie dopędzili obozujących nad morzem, czytamy że były tam „wszystkie konie i rydwany faraona, jeźdźcy i całe wojsko jego” (zob. 2 Mż 14.7-8). W sumie „sześćset rydwanów wyborowych oraz wszystkie inne rydwany egipskie, a na każdym z nich byli dzielni wojownicy”. Jak się nie bać czegoś takiego! Kiedy Bóg wyratuje swój lud z niewoli grzechu, przeciwnik się „wścieknie” i wytoczy przeciwko nam najcięższą swoją broń i uzbrojenie. Z tym trzeba się liczyć. A przecież to nie jest najwięcej, co mógł Egipt wystawić, to nie jest to najlepsze. Jego pierworodni już przecież poumierali. Są zdziesiątkowani, tych najlepszych, najbardziej walecznych i wypróbowanych już nie mają między sobą. A jednak budzą tak wielką trwogę. Że lud mówi: lepiej nam było być na zawsze ich niewolnikami, umierać powoli a skutecznie, niż tutaj teraz naraz. Sześćset rydwanów – nawet gdybyśmy założyli, że taki rydwan jest jak czołg (choć myślę, że znacznie mniej, ale niech będzie). Przecież Izraelitów jest sześćset tysięcy! Jasne, z kobietami i dziećmi, ale czy tysiąc ludzi by nie mogło, choćby za pomocą kamieni, stawić czoła takiemu jednemu rydwanowi? To jest ludzki punkt widzenia. Ale widzimy, jak wielką rolę tutaj odgrywa zastraszenie – a w tym nasz przeciwnik-kłamca jest mistrzem. Bóg prowadzi swój lud przez takie sytuacje, żeby nauczyć go odwagi. By go przekonać, że tamten jest pokonany, że Bóg jest Wodzem i Zwycięzcą. Że do Niego, a nie do szatana należymy. Że Bóg sam walczy za nas, nie my sami o własnych siłach, nawet z tymi kamieniami czy „papuciami” w dłoniach. On ma w zanadrzu swoje wyjście i rozwiązanie.

Pan może dać nam taką odwagę, że tysiąc ludzi pokona jeden rydwan. Może też wzbudzić nam sprzymierzeńców, którzy nas wesprą w boju. Ale tak czy inaczej – to On jest naszym Pomocnikiem i ma swoje sposoby, jak za nas wroga pokonać, by było jasne, że to Jego dzieło, a nie nasza zasługa. Bo naszych sił mogłoby zabraknąć za rogiem. Przy następnej potyczce, albo tej za dwadzieścia lat. Kiedy jednak On zwycięża, to jest to trwałe. „On jest lepszym sprzymierzeńcem naszym niż miliony pomocników” – przeczytałem wczoraj rano u Spurgeona w „Klejnotach obietnic Bożych”. Szukałem co prawda innego słowa, takiego, które kiedyś dostałem w jakiejś szczególnie trudnej sytuacji i było dla mnie czymś uwalniającym: mniej więcej, że Pan ma jeszcze dla ciebie przyszłość, rozwiązanie i pokój. Nie znalazłem. Ale było to. „Pan jest lepszym sprzymierzeńcem naszym niż miliony pomocników”. Ci nad morzem w nader spektakularny sposób się o tym przekonali. „Nie bójcie się, wytrwajcie, a zobaczycie pomoc Pana, której wam udzieli”.

A potem jest ważne, by o tym pamiętać, by świadczyć o Bożej mocy i miłości, by Mu oddawać cześć, tak jak zainicjowali to muzycy wówczas, na czele z siostrą Aarona. Pamiętajmy o tym, że CHWAŁA JEST SIOSTRĄ BŁOGOSŁAWIEŃSTWA. My lubimy nasze błogosławieństwo Aaronowe na koniec nabożeństwa – pamiętajmy, że śpiew Bogu na chwałę, uwielbienie Pana idzie zawsze z błogosławieństwem ramię w ramię. Nie zapominajmy o tej „siostrze Aarona”, by jej śpiewu i pamięci o wielkim Bożym działaniu nie zabrakło nigdy PO Bożym błogosławieństwie, i aby ta nasza wdzięczność mogła poprzedzać dalsze błogosławieństwo, które dopiero jest PRZED NAMI.

On przeprowadził nas przez wody – byśmy mogli pamiętać, że ZAWSZE to On walczy i do Niego należy zwycięstwo. O tym przypominały wody morza, o tym przypomina woda naszego chrztu. Dlatego nie traćmy nigdy otuchy – mając takiego Boga, dojdziemy do celu!

jak

jak