Pozdrav před kázáním:

Chválu vzdejte Hospodinu, protože je dobrý, jeho milosrdenství je věčné.“ (Ž 106,1)

 

Biblický text: 

Já, Jan, váš bratr, který má s vámi účast na Ježíšově soužení i kralování a vytrvalosti, dostal jsem se pro slovo Boží a svědectví Ježíšovo na ostrov jménem Patmos. Ocitl jsem se ve vytržení ducha v den Páně, a uslyšel jsem za sebou mocný hlas jako zvuk polnice: „Co vidíš, napiš do knihy a pošli sedmi církvím: do Efezu, do Smyrny, do Pergama, do Thyatir, do Sard, do Filadelfie a do Laodikeje.“ Obrátil jsem se, abych viděl, kdo se mnou mluví. A když jsem se obrátil, spatřil jsem sedm zlatých svícnů; uprostřed těch svícnů někdo jako Syn člověka, oděný řízou až na zem, a na prsou zlatý pás. Jeho hlava a vlasy bělostné jako sněhobílá vlna, jeho oči jako plamen ohně; jeho nohy podobné kovu přetavenému ve výhni a jeho hlas jako hukot příboje. V pravici držel sedm hvězd a z jeho úst vycházel ostrý dvousečný meč; jeho vzhled jako když slunce září v plné své síle. Když jsem ho spatřil, padl jsem k jeho nohám jako mrtvý; ale on vložil na mne svou pravici a řekl: „Neboj se. Já jsem první i poslední, ten živý; byl jsem mrtev – a hle, živ jsem na věky věků. Mám klíče od smrti i hrobu. (Zj 1,9-18)

 

Bóg nie myśli źle z nami” – te słowa pieśni mówiące o różnych sytuacjach, jakie nas w życiu spotykają – tych dobrych i tych złych – poprzez które Bóg nas prowadzi, uczy swojej wierności i zaufania Jego mądrości, wprowadziły nas w temat dzisiejszego tekstu. A mamy tu jedną z ksiąg, o których mówiliśmy właśnie na ostatniej godzinie biblijnej, tak więc kto był, ma wstępne zadanie odrobione, kto nie był, niech żałuje, zrozumie i skojarzy mniej. Mowa o Janie i jego księgach. Do postaci autora nie będę wracać, jak się rzekło – parę słów o jego sytuacji, w której pisze księgę Objawienia, sobie jednak za chwilę powiemy.

A wszystkie trzy dzisiejsze teksty mówią nam o objawianiu się Boga człowiekowi. I co ciekawe, gdy przeczytacie je sobie w domu w całym ich kontekście – do czego gorąco namawiam – zobaczycie to, co ja: że tłem dla tych objawień i chwil szczególnych, przeżytych z Bogiem jest… CIERPIENIE. We wszystkich trzech tekstach. W starotestamentowym jest to ucisk, jaki znosi lud zniewolony w Egipcie. Krzyk bitych, zniewalanych, maltretowanych, obciążanych katorżniczą pracą do upadłego. A co poprzedza owe wzniosłe chwile, jakie przeżywają uczniowie z Jezusem na Górze Przemienienia? Bezpośrednio przedtem są słowa o krzyżu! Jezus mówi uczniom, „że musi pójść do Jerozolimy, wiele wycierpieć (…) być zabity i trzeciego dnia wzbudzony z martwych” (Mt 16,21). I te słowa są na tyle sugestywne, że Piotr bierze Jezusa na bok i upomina: Miej litość, przecież to na Ciebie nie może przyjść! A na to Mistrz wzywa swoich uczniów do naśladowania, czyli tego, że ich także spotka de facto to samo: cierpienie i śmierć – ale mają się nie bać, niech tylko zważą, co naprawdę jest wartościowe. Bez tego nastepujące zaraz potem piękne przeżycie duchowe by nie miało swojego sensu i znaczenia. I teraz na koniec czytamy o Janie, który przebywa na zesłaniu na wyspie Patmos, ale przede wszystkim określa siebie samego słowami: „Ja, Jan, brat wasz i uczestnik w ucisku, i w Królestwie, i w cierpliwym wytrwaniu przy Jezusie”. Znowu mamy tu to zestawienie – przynajmniej na bazie języka polskiego – CIERPIEĆ i BYĆ CIERPLIWYM. To słowa pokrewne. Kościół znajduje się w fali prześladowań. Jan jest jedną z ofiar. Dla Jezusa. Ze względu na Jego imię. Znoszą ucisk – tlipsis – takie proste greckie słówko, które oznacza dosł. „nacisk ciężkiego kamienia”. Jakby ktoś głaz na ciebie położył. Czy będziesz w stanie to unieść? Czy w ogóle wstaniesz na nogi? To słówko nie jest tylko literackim określeniem, metaforą jakiej używa „pisarz natchniony”. Nie! To mogło być coś z codziennego doświadczenia autora.

Najdawniejsza tradycja kościelna mówi o zesłaniu Jana na wyspę Patmos za panowania cesarza Domicjana. Hieronim pisze, że Jan został zesłany w czternastym roku po Neronie, a zwolniony po śmierci Domicjana. Oznaczałoby to, że na wyspę został zesłany ok. 94 roku, a zwolniony ok. 96. Patmos, to mała skalista wyspa należąca do Sporadów, grupy wysp leżących w pobliżu Małej Azji, czyli po naszemu Turcji Egejskiej. Sześćdziesiąt kilometrów od brzegu. Przystań na drodze z Rzymu do Efezu. Karą stosowaną chętnie przez Rzymian, zwłaszcza wobec więźniów politycznych, było zesłanie na jakiś mały obszar na morzu, poza który człowiek nie mógł się wydostać; ale oczywiście nie był tam jak w sanatorium! Taki skazaniec był pozbawiany wszelkich praw i majątku – a w samym miejscu zesłania, jak zauważają niektórzy komentatorzy, w wypadku cięższych wyroków, skazany mógł być na ciężką pracę w kamieniołomie. Jan, przywódca chrześcijan, uważanych przez Rzym za szczególnych przestępców, człowiek cieszący się pośród zborów Małej Azji (i poza nimi) wielkim autorytetem, z pewnością nie siedział sobie tylko na wygnaniu i nie pisał, ale mógł też łupać i dźwigać ciężkie kamienie. W takim kontekście prześladowań chrześcijan słowo tlipsis – „nacisk głazu” nabiera szczególnej wymowy.

To co? To słowo nie jest do nas, zupełnie? Takie odnosimy wrażenie. Ale ci, którzy dziś znoszą cierpienia dla imienia Chrystusa, podkreślają: Nasz ucisk nie jest w ogóle większy od ciężaru decyzji, jakie wy musicie nieraz podejmować, od bólu i cierpienia, które nieraz z innych powodów niż prześladowanie musicie znosić… Od ciężaru pragnienia, by zabezpieczyć się i mieć się za wszelką cenę dobrze. Każdy ma swoje ciężary – i do każdego chce mówić Bóg w swoim Słowie!

Reakcją jest owo „cierpliwe wytrwanie”, po grecku hypomene. Zawiera się w nim duch odwagi i zwycięstwa, który prowadzi do dzielności i nawet cierpienia zamienia na chwałę. Ha, tam mogło to być stosowane wobec wielu skazanych chrześcijan biczowanie, skrępowanie, niedostateczne wyżywienie, ciemne więzienie, praca pod uderzeniami wojskowego nadzorcy – a ducha nie dało się złamać. Choć na pewno wielu nie wytrzymało i uległo. To samo słyszeliśmy ze świadectw np. więźniów obozów koncentracyjnych XX wieku. A wiecie, co ja mam na myśli, gdy czytam o hypomene? Na przykład współczesne świadectwo lekarza, gdy mówi o wewnętrznej sile pacjentki – i wszyscy wiedzą, że ta siła płynie z wiary, z zaufania Bogu w Jezusie Chrystusie. I w rozmowie sam doktor „tak sobie wierzący” przyznaje, że to idealny „model” tego, jak mogliby do swej choroby podchodzić pacjenci. Tylko, że nie podchodzą. Bo musieliby mieć tę wiarę. Musieliby ufać Bogu. Temu Bogu, którego się trzyma nasza miła siostra. Którego trzymał się Jan na Patmos, pod naciskiem głazu sytuacji, w jakiej się znajdował.

A tak na marginesie, wyspa Patmos odcisnęła swój znaczący ślad na księdze napisanej przez Jana. Do dziś turyści zwiedzają pieczarę w skale wznoszącej się nad wzburzonym morzem, gdzie mogła zostać napisana księga Objawienia. Przeczytałem gdzieś, że „nigdzie ‚głos wielu wód‘ nie jest muzyką, tak jak na Patmos, nigdzie wschodzące i zachodzące słońce nie czyni tak wspaniałego ‚morza szkła zmieszanego z ogniem‘ (to wszystko określenia z Objawienia) i nigdzie nie spotyka się tak naturalnej tęsknoty za tym, by rozdzielającego morza już nie było więcej”.

Do zniewolonych sytuacją, przybitych głazem bolesnej rzeczywistości, zwraca się Bóg. Jest blisko. Jest z cierpiącymi. „Napatrzył się” na ich cierpienie i nasłuchał jęku ciemiężonych, że użyjemy sformułowań z delty Nilu w Egipcie, gdzie tyrali Izraelici. Zwróćcie proszę uwagę, kiedy Jan doznał owego „osobistego” spotkania z Bogiem?! „W dzień Pański”. Wtedy, kiedy jego zbór zgromadzał się gdzieś indziej na modlitwie i łamaniu chleba. Jest tu podkreślona samotność Jana – morze skazania na cierpienie powoduje oddzielenie, a jednak w duchu łączy się on z ludem zgromadzającym się w tym czasie na nabożeństwie. O tym coś wiecie wy, którzy po wielu miesiącach mogliście wreszcie powrócić między braci i siostry, i brać udział w naszych modlitwach, spotkaniach, czerpać razem z Bożego Słowa, modlić się za tych, którzy teraz „bojują” w osamotnieniu ze swoim cierpieniem, i klękać wspólnie u Bożego ołtarza przyjmując ofiarę Ciała i Krwi za nas wydanych przez Zbawiciela. Ale nawet na wygnaniu twojej samotni – albo zwłaszcza tam – blisko ciebie jest Bóg. Jego obecność przeżywać możesz o wiele bardziej intensywnie niż nawet ci tam zgromadzeni, o których myślisz i za którymi tęsknisz. Tego nas uczą dzisiejsze teksty, z tym z Objawienia na czele.

Styl i język księgi Objawienia jest typowy dla gatunku literatury żydowskiej, zwanego apokalipsą. To jedna rzecz. Nasz fragment jest za długi i zbyt wiele w nim bogactwa, by o wszystkim mówić. Ale jedno znów pozwolę sobie podkreslić: opisy Jana są podobne do proroczych okresleń ze Starego Testamentu i bezpośrednio nieraz do nich nawiązują. Co to znaczy? No, proszę, kto się domyśla? Oznacza to, że autor doskonale znał Pisma, że był w nich głęboko zakorzeniony; tak głęboko, i tak były mu one bliskie, że gdy otrzymuje wizję i widzi coś, czego nie rozumie, opisuje to słowami znanymi ze swojej Biblii, czyli w tym czasie Starego Testamentu. I znów przypomnę powojenne świadectwa tych, którzy przeżyli obozy, jak świadczyli o tym, iż niejednokrotnie trzymało wielu na duchu Słowo Boże, które ktoś przytaczał w tych ciężkich chwilach z pamięci. Bo innej Biblii nie można było mieć. I ci ludzie Boży, którzy Jego Słowo znali, krzepili siebie i innych. Oto dowód na to, że nieraz jedynym Słowem Bożym, jakie ludzie przeczytają, jesteśmy my – choć może nieco jest to ekstremalny dowód. I pamiętam jak ciocia Irka Kożusznikowa podkreślała, co zapamiętała do ostatnich chwil życia od pastora Czyża z nauki konfirmacyjnej: Uczcie się pieśni, a zwłaszcza Słowa Bożego, bo gdy je będziecie mieli w pamięci, nawet nie wiecie w jakich sytuacjach życia może się wam to przydać. Na przykład na łożu cierpienia, kiedy nie można już czytać, no a co! Albo w obozie pracy – jak u Jana na Patmos.

Ten, który mówi do Jana i przekazuje swoje słowa zborom Azji Mniejszej, jest „podobny do Syna Człowieczego”. Znów obraz z księgi Starego Testamentu, z Daniela. Tam królestwo, moc i władzę Sędziwy (określenie Boga) przekazuje komuś podobnemu do Syna Człowieczego. Z Ewangelii dowiadujemy się, że Syn Człowieczy, to tytuł samego Mesjasza i stąd objawienie dane Janowi pochodzi od samego Jezusa Chrystusa uwielbionego. Ma on na sobie szatę arcykapłana – historyk Józef Flawiusz opisuje ubiór arcykapłanów w zupełnie podobny sposób, jak tutaj jest przedstawiony Syn Człowieczy. Zmartwychwstały jako Arcykapłan otwiera nam drogę do Boga.

Szata Zmartwychwstałego wskazuje także na Jego godność królewską; określenie poderes znajdujemy w greckich przekładach tekstów starotestamentowych, gdzie mowa jest o książętach i królach. Jezus nie jest przestępcą przybitym do krzyża, o którego szatę żołdacy rzucają losy. Teraz Jego szata wskazuje, że jest Kapłanem i Królem. Również w Księdze Daniela boska postać rozmawiająca z prorokiem ubrana jest w taką szatę. Zmartwychwstały Chrystus mówiący w Duchu Świętym do człowieka, jest Bogiem, który stawszy się człowiekiem umożliwił nam przybliżenie się do Najwyższego. Przekazuje Jego prawdę, Bóg Ojciec obdarzył Go władzą i mocą nade wszystkim.

Wiele by jeszcze trzeba powiedzieć, ale w tej chwili nie mamy tyle czasu. Posłuchajmy więc już bez komentarza tego najważniejszego, co czyni dla nas Bóg przez ofiarę swego Syna, a potem tę Jego ofiarę przyjmijmy osobiście u Jego Stołu. „On zaś położył na mnie swoją prawicę i rzekł: Nie lękaj się, Jam jest pierwszy i ostatni, i żyjący. Byłem umarły, lecz oto żyję na wieki wieków, i mam klucze śmierci i piekła”. Kiedy tu przed ołtarzem uklękniemy, prośmy, by On pootwierał najbardziej „zapieczone” zamki naszych zniewoleń, „trzynastych komnat”, zatwardziałych w goryczy albo grzechu serc ludzi, którzy są nam bliscy, są wokół nas. By okazał się w nas i w nich prawdziwie Zwycięzcą nad śmiercią i piekłem. Amen.

jak

jak