Život s Bohem

Najważniejsze na koniec

By 20 dubna, 2020 No Comments

Diakon i przedsiębiorca Zbyszek Kaleta przedstawił dziś (poniedziałek) na homiletycznym spotkaniu pastorów swoje zamyślenie przeznaczone do nabożeństwa domowego na tydzień przed przyszłą niedzielą. Według naszych uzgodnień każdy z autorów przygotowuje je po czesku, a ja je potem tłumaczę na polski – w ten sposób obydwie wersje znajdują się w materiałach uporządkowywanych i uzupełnianych o melodie pieśni przez ks. sen. Romka Raszkę.

Nie wytrzymałem (nie po raz pierwszy), bo rozmyślanie jest tak fajne, że chcę się nim z Wami podzielić już teraz. W obydwu wersjach językowych i z całym programem nabożeństwa znajdziecie je w tym miejscu lada chwila…

Z pewnością to znacie: idziecie do szkoły, a mama wam jeszcze na progu tłumaczy, przypomina i podkreśla te naprawdę najważniejsze rzeczy. „Masz drugie śniadanie?” „Proszę, nie rób nam wstydu w szkole”. „Nie zapomnij powiedzieć ‚Dzień dobry‘ wszystkim sąsiadom i znajomym, których spotkasz”. „Nie bij się”. „Nie pyskuj nauczycielce”. U mnie do tego jeszcze było: „Załóż czapkę z pomponem” („Dej se czopke z kućkom na głowę!”). Ta „czopka z kućkom” wytrzymywała na mojej głowie jedynie za pierwszy zakręt, potem lądowała w tornistrze.

Mamy – bez względu na nasz i ich wiek – starają się zawsze troszczyć o nas i chronić nas przed niebezpieczeństwami. A my przez całe życie odpowiadamy: „Tak, mamusiu!”

Bracia Ebenowie śpiewają o pewnej małżonce, która wyprawia z domu swojego męża kosmonautę przed jego startem rakietą kosmiczną z Houston na Księżyc. Żona przypomina mu rzeczy, o których nie wolno mu zapomnieć. Podobną rozmowę być może przeżywacie i wy przed wyjściem do pracy (ze względu na to, żeby nie zepsuć mistrzowskiego dzieła, podaję w brzmieniu oryginalnym – przyp. tłum.):

Máš skafandr? Mám.
Helmu? Mám.
Palivo a kyslík? Počkej, mám!
Raketoplán? Mám.
Trysky? Mám.
Hlavně na mě mysli! Zavolám!

Nelítej moc rychle! Jasně.
Dej na sebe pozor! Jistě.
Jak má bejt přes víkend? Krásně. …
Zavoláš z Měsíce? Zavolám.“

Cała historia jest urocza i zabawna (polecam – przypomnijcie sobie: https://youtu.be/Utfgdx8SpVA). A przy czytaniu trzynastego rozdziału Listu do Hebrajczyków mam nieodparte wrażenie, że takie same skłonności do „matkowania” ma również autor tego tekstu. Musi się już pożegnać z adresatem, ale ciągle ma tak wiele do powiedzenia! W poprzednich rozdziałach szczegółowo wyjaśniał, jak to było z Abrahamem, służbą arcykapłana, ofiarami starotestamentowymi, świątynią, ołtarzem, a tłumacząc czym jest wiara „przerobił” materiał o postaciach z prawie całego Starego Testamentu. A na samym końcu, podobnie jak to robią mamy, daje owe ostatnie rady „na wyjście”. Stara się powiedzieć to, co naprawdę najważniejsze.

Według niektórych tradycji chrześcijańskich, na przykład na Południowych Morawach, ludzie którzy się żegnają, obejmują się nawzajem i kciukiem czynią znak krzyża na czole tego drugiego. My przed wielu, wielu laty w Oldrzychowicach mieliśmy inny zwyczaj: już ubrani szliśmy z mamą do przedpokoju i w korytarzu żeśmy się jeszcze wszyscy modlili.

Co chce na pożegnanie przekazać autor Listu do Hebrajczyków jego adresatom? Prawie wszystko. Napomnienie do miłości braterskiej, akcent połozony na gościnność i troskę o współbraci w więzieniu, o cierpiących, dalej napomnienia dla małżonków, ostrzeżenie przed zbytnim umiłowaniem pieniędzy, zachęta, byśmy umieli cieszyć się tym, co mamy, byśmy się nie bali, pamiętali o tych, którzy nas prowadzili do wiary, słuchali tych, którzy nas w wierze właśnie prowadzą, ostrzeżenie przed fałszywymi naukami i wiele innych napomnień. Autor obawia się, czy o czymś ważnym nie zapomniał.

Na koniec jako punkt kulminacyjny tego niezmiernie długiego tekstu następuje nasze dzisiejsze słowo. Pozdrowienie na koniec. Dwa zdania. Jedno super długie, a drugie bardzo krótkie. To pierwsze streszcza całą teologię Nowego Testamentu i całą ewangelię, a drugie oddaje chwałę Bogu.

„A Bóg pokoju, który przez krew przymierza wiecznego wywiódł spośród umarłych wielkiego pasterza owiec, Pana naszego Jezusa, niech was wyposaży we wszystko dobre, abyście spełnili wolę jego, sprawując w nas to, co miłe jest w oczach jego, przez Jezusa Chrystusa. Jemu niech będzie chwała na wieki wieków! Amen.“ (Hbr 13,20-21)

To ostatnie „duchowe“ zdania listu. Po nich następuje już tylko wzmianka o tym, że autor pisał krótko. Nawet nie przypuszczał, jak będzie wyglądał za dwadzieścia wieków SMS. Tekst podzielony na trzynaście skomplikowanych rozdziałów, według dzisiejszych norm zdecydowanie nie jest krótki! W tamtych czasach byli ludzie najwidoczniej przyzwyczajeni do o wiele dłuższych listów. My byśmy pewnie te zdania na koniec zastąpili emotikonem, smajlikiem. A jednak ma to krótkie końcowe pozdrowienie niezmiernie głęboki wydźwięk, zasadnicze poselstwo i warto mu się dokładnie przyjrzeć.

Jest w nim wszystko. Streszczenie całego listu. Cała teologia Nowego Testamentu. Gdybyśmy wrócili do naszego porówniania, byłoby to końcowe pozdrowienie niczym owe matczyne rady wygłaszane tuż przed wyjściem dziecka z domu. To naprawdę najważniejsze, co nam kochająca i zatroskana o nas „matka” stara się przypomnieć.

Kluczowym dla naszego tekstu, a zwłaszcza dla jego pierwszego zdania, jest słowo „przymierze”, czyli umowa. Umowę rozumiemy jako układ dwóch stron – dwóch lub więcej osób. Tutaj jednak gwarantem umowy z jednej i z drugiej strony jest Bóg. Czyż to nie szczególna umowa? Niezwykle drobiazgowo wyjaśnia ją autor listu we wcześniejszych słowach o nadziei (Hbr 6,13-20). Bóg obiecał zbawienie, ratunek i przysiągł, że tę obietnicę spełni, że dotrzyma umowy. Tego możemy się trzymać niczym kotwicy, która jest pewnikiem naszego życia duchowego. Ofiara Jezusa Chrystusa tę umowę z Panem potwierdziła, krew Jezusa jest jej gwarancją. Bożym potwierdzeniem tego aktu prawnego jest zmartwychwstanie Zbawiciela.

Nawet sobie nie uświadamiamy, jak wiele umów zawieramy każdego dnia. Każdy rachunek, każda faktura, każde poświadczenie EET, które wystawia moja firma, jest umową. Jedna strona zobowiązuje się, że dostarczy to, co sobie klient zamówił, a druga się zobowiązuje, że zapłaci. Jeżeli klient otrzyma wyrób inny niż zamówiony, może powiedzieć: „Umowa nie została dotrzymana, chcę swoje pieniądze z powrotem”. A jeżeli sam nie zapłaci, dostarczony towar pozostaje własnością dostawcy. Kiedy kupuję sobie na przykład hotdoga za „dwudziestkę”, zawieram umowę, która gwarantuje, że nie otrzymam wyrobu niejadalnego i niespełniającego wymogów higieny. Z drugiej strony, jeśli w cenniku zapisano dwadzieścia koron, to nie wystarczy żebym zapłacił jedynie dziesięć. Umowa zostanie dotrzymana, kiedy dostanę to, co zamówiłem i zapłacę tyle, ile się ode mnie żąda.

Tak samo można wyjaśnić wiele spraw z życia duchowego. Przychodzimy do wyimaginowanego stoiska z jedzeniem głodni nie z tej ziemi, ale… bez pieniędzy. Nie możemy zawrzeć umowy z właścicielem bufetu, nie da się – bo nie mamy czym zapłacić. Tak więc Właściciel (teraz już możemy mówić o Bożych i duchowych sprawach) zawiera umowę za siebie i za nas równocześnie. Dziwne, prawda? Pozwoli mnie, głodomorowi, najeść się do syta, zadośćuczyni mojemu głodowi i potrzebie jedzenia, a jednocześnie sam za mnie zapłaci.

W tym jednym jedynym wierszu zawiera się kwintesencja całej ewangelii: umowa z Bogiem została podpisana krwią Jego Syna i przypieczętowana cudem zmartwychwstania. Bóg nam, ludziom głodnym wieczności, pozwolił „najeść się”, ale także zapłacił za nas niezmiernie wysoką cenę. Zawarł umowę z obydwu stron. Gdyby na co dzień przydarzyło nam się coś takiego, pewnie byśmy się dziwili. Ale zdziwienie, ba, wprost zdumienie i zachwyt winny nas napełniać zawsze, kiedy pomyślimy o tym wyjątkowym stosunku umowy.

Przyznam się, że po podpisaniu niektórych umów naprawdę tego żałowałem. Ostatnio miesiąc temu. Pomyślałem sobie: „Już tyle razy dałem się nabrać, a ta umowa jest dla mnie niekorzystna. Nie powinienem był jej zawierać. Zbyt dużo mi zabiera, a za mało daje. To niewyrównoważona relacja”. Umowa z Bogiem w Jezusie Chrystusie jest dla nas jednak niewyobrażalnie korzystna! Ta umowa czyni ze mnie Boże dziecko, chociaż sam nic nie mam i niczym nie potrafię się odpłacić.

Do tej pory zastanawialiśmy się nad umową, ale to dopiero pierwsza część naszego tekstu. Ten jednak ma ciąg dalszy: „(Bóg) niech was wyposaży we wszystko dobre, abyście spełnili wolę jego, sprawując w nas to, co miłe jest w oczach jego, przez Jezusa Chrystusa”.

Znajdujemy tutaj zachętę do naśladowania. Do tego, abyśmy czynili to, co dobre. Spełniali wolę Bożą. A ponieważ już na podstawie wcześniejszych słów wiemy, że sami z siebie nie jesteśmy w stanie czynić dobra, a tym bardziej spełniać woli Bożej, wiemy że te święte, dobre uczynki przez Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego czyni w nas Bóg.

Pomimo, iż wszystko za nas zapłacił Bóg, mimo iż my sami jesteśmy duchowymi żebrakami, którzy nie mają kompletnie nic, nie zostaliśmy pozbawieni odpowiedzialności za nasze postępowanie, za nasze czyny. Bóg oczekuje od nas, że będziemy żyć naśladując Jezusa Chrystusa, zakłada to. Zakłada, że będziemy spełniali Jego świętą wolę, którą będziemy poznawali z Jego Słowa.

Całkowite oddanie się Bogu, a następnie spełnianie Jego woli jest cudownie uwalniające, pozdrowienie kończy się więc pięknymi słowami pochwalnymi: „Jemu niech będzie chwała na wieki wieków! Amen”.

Cóż jeszcze dodać? Nic. Najlepiej wyruszyć w drogę. To najważniejsze zostało nam właśnie powiedziane.

Do napomnienia, żebym swoję czapkę z pomponem, swojóm czopke z kućkóm, nosił, zastosowywałem się tak, że czapka lądowała w tornistrze. Dobrze by było, gdybyśmy z tym niezmiernie istotnym, pełnym miłości Bożym zwróceniem uwagi nie postąpili tak samo, jak ja wtedy z czapką – ale byśmy naprawdę usłuchali.

Pytania do zastanowienia

  • Co na odchodnym przypomina (przypominała) ci mama?
  • W jaki sposób żegnacie się, kiedy każdy wychodzi z domu do swoich obowiązków, do pracy albo do szkoły?
  • Spróbujcie przypomnieć sobie niektóre umowy, jakie zawarliście w ostatnich dniach czy tygodniach.
  • Jakie warunki zawiera nasza umowa z Bogiem?
  • Co jest gwarancją naszej umowy z Bogiem?
  • O czym nie wolno nam w naszym życiu chrześcijańskim zapominać?
  • Co powiedzielibyście chrześcijanom zamiast: „Nie bij się w szkole”?

Zbyszek Kaleta, 19. 4. 2020

jak

jak