2 Mż 33,18-23

Wtedy [Mojżesz] powiedział [do Pana]: Pokaż mi, proszę, Twoją chwałę. Odpowiedział: Sprawię, że cała Moja Dobroć przejdzie przed tobą, ogłoszę wobec ciebie imię PAN i zmiłuję się, nad kim się zmiłuję, i zlituję się, nad kim się zlituję. I mówił: Nie możesz zobaczyć Mojego oblicza, bo człowiek nie może Mnie zobaczyć i pozostać przy życiu. Następnie PAN oznajmił: Oto miejsce przy Mnie, stań na skale! A gdy Moja chwała będzie przechodzić, postawię cię w rozpadlinie skalnej i zakryję cię dłonią, dopóki nie przejdę. Kiedy cofnę dłoń, wtedy zobaczysz Mnie z tyłu, ale oblicza Mego nie można oglądać.

1 Mż 16,13

Ty jesteś Bogiem, który mnie widzi.

El Roi – Bóg Widzący; Bóg który mnie widzi. To określenie Boga pochodzące z Hasła Roku (1 Mż 16,13). W maleńkim stopniu nawiązałem do niego w życzeniach przed łamaniem się opłatkiem ubiegłej niedzieli na Spotkaniu Noworocznym; kto byliście, to sobie proszę przypomnijcie. Hagar, służąca sędziwej Sary, żony Abrahama, została – że tak powiem – „podsunięta” przez swoją panią jej mężowi, żeby mógł mieć syna. Nie mieli bowiem dzieci, a byli już sędziwi. I byłaby to normalna ludzka historia, gdyby nie fakt, że Bóg obiecał Abrahamowi, iż uczyni z niego wielki naród, większy niż jest gwiazd na niebie. Dlatego Sara, jako osoba zapobiegliwa, robi coś takiego, co byśmy określili jako chęć pomocy Panu Bogu w Jego planach. On coś obiecał – ale wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że się to nie stanie. Tak się przynajmniej wydaje Sarze. Więc trzeba Panu Bogu pomóc. Bo czekamy, czekamy, i nic…

Relacje w tym domu, jeżeli nie były do tej pory skomplikowane, to skomplikowały się w tym momencie. Służąca Hagar jest w ciąży ze swym panem, Sarze się wydaje, że na nią, bezpłodną i starą, patrzy z góry – więc zaczyna (czytamy dosłownie) prześladować Hagar. Uprzykrza jej życie. Służąca ucieka. Tuła się samotnie po pustkowiach. I tam zaczyna do niej mówić Bóg. Mówi, że widzi jej sytuację. Wie, jak jej ciężko.

Hagar słyszy, że ma wrócić do domu swojej pani, słyszy coś o przyszłości swojego potomka, a całe to spotkanie jest dla niej tak ogromnym przeżyciem, że (teraz w wolny sposób spróbuję tłumaczyć) „określa Jahwe, który do niej mówił: Jesteś El Roi (Bóg Widzący), bo czyż nie widziałam za Widzącym mnie?” Strasznie trudne językowo miejsce. Trudno ten tekst zrozumieć, już „rozjaśniam”. „Ty mnie, Boże, widziałeś, a ja nadal widzę”. Taki jest sens. Katolicka Biblia Tysiąclecia to fajnie tłumaczy opisowo: „Widziałam Widzącego mnie, a pozostałam przy życiu”. Tłumaczenie Biblii Brzeskiej z XVI wieku i potem Biblii Gdańskiej z XVII ma w tym miejscu zdanie: „Izalim tu nie widziała tyłu widzącego mię?” Aha – słyszycie? Bóg mnie widzi, a ja widzę „za Nim”, może też znaczyć „widzieć Boga Z TYŁU”. Czyli dokładnie to, co żeśmy czytali w tekście wyznaczonym do kazania: „Kiedy cofnę dłoń, wtedy zobaczysz Mnie z tyłu, ale oblicza Mego nie można oglądać!”

Cofnijmy się do jeszcze wcześniejszej historii z Biblii, bo Biblia to „kniha příběhů”. Pierwszy człowiek i jego żona przechadzają się w ogrodzie Eden i rozmawiają z Bogiem twarzą w twarz. To, że On na nich patrzy, a oni widzą, kim On jest, jest dla nich czymś wspaniałym, jest błogosławieństwem. I później, kiedy jeden człowiek drugiemu będzie chciał życzyć dobrze czyli „błogosławić”, będzie mu życzył jak Aaron, brat Mojżesza, raz powiedział: „Niech obróci Pan twarz swoją ku tobie”. To oznacza błogosławieństwo i pokój. Tylko że jest pewien szkopuł.

Adam z Ewą stali się nieposłuszni. Nie chcieli postępować według reguły, jaką ustanowił Pan Bóg dla pewnego owocu – i choć się wydawało, że jego zjedzenie ich ubogaci, uczyni ich życie pełnym, przeciwieństwo okazało się prawdą. Zagubili się w życiu. Schowali się przed Bogiem, żeby na nich nie patrzył. Żeby ich nie widział! Słyszycie to? Gdy On patrzy, to to jest błogosławieństwo, a oni chcą, żeby nie patrzył! Bo wiedzą, że są „mimo”, obok, że chybili celu. Siedzą w krzakach poza wszelkim marginesem. Język Biblii to jednym słowem określa: GRZECH.

Służąca abrahamowej żony, która czuje i doświadcza, jak bardzo pokręcone i wypaczone są losy jej samej oraz rodziny, w której żyje, zdumiona odkrywa, że jednak Bóg na nią patrzy! Że On ją widzi. Że nie ma takiego miejsca, w którym Bóg zgubionego człowieka nie potrafiłby znaleźć. Ale ona, jako kobieta, za sprawą intuicji darowanej kobietom, by lepiej troszczyły się o swoje dzieci i najbliższych, odczuwa i jest dla niej jasne to, co mężczyźnie o kilka pokoleń młodszemu, Mojżeszowi, musi potem powiedzieć i przez obraz mu wyjaśnić sam Bóg: Jesteś, człowieczku, grzeszny, jesteś „mimo”, więc gdybyś zobaczył, kim naprawdę jestem Ja, Święty Bóg, to to by cię spaliło, nie przeżyłbyś tego. Zderzenie grzeszności ze świętością pozbawiłoby cię życia. Dlatego Hagar mówi: Ty jesteś Bogiem, który mnie widzi – bo choć na mnie patrzyłeś, do samej głębi tego kim jestem i do głębi mojej sytuacji, to jednak to przeżyłam.

Widzę, nadal żyję, choć Ty widzisz mnie.

Powiedziałeś mi, że widzisz moją sytuację. Wyjaśniłeś mi jej szczegóły. Zrozumiałam, że mi… WSPÓŁCZUJESZ!? To zdumiewające! Jesteś ze mną, nawet kiedy błąkam się ciemną doliną bliska śmierci… (Kto to kiedyś napisze w Psalmie 23, pamiętacie?) Myślałam, że lepiej byłoby mi umrzeć, bo nie mam żadnej wartości. Ani to dziecko, które noszę w moim łonie… Ono jest owocem planowanego gwałtu, tak mnie urządzili moi państwo. Uciekłam, bo chciałam się schować przed całym światem. Gdyby ktoś na mnie patrzył w moim poniżeniu, bolałoby mnie to tak bardzo, że wolę się schować przed czyimkolwiek wzrokiem. Śmierć byłaby dla mnie najlepsza. A Ty mi, Boże, mówisz, że znasz moje serce, Ty mnie WIDZISZ, i mówisz mi, że moje życie i życie syna który ma się urodzić ma WARTOŚĆ w Twoich oczach!? O, El Roi, Boże Widzący tam, gdzie nikt nawet już nie spojrzy. Boże Widzący tych najbardziej pogardzanych…

Mógłbym teraz pociągnąć tę myśl dalej: Jeżeli czujesz, że twoja sytuacja jest choć trochę podobna, jeżeli postrzegasz siebie tak jak Hagar uciekająca przed czyimkolwiek wzrokiem czy jak Adam, który wolałby aby Bóg na niego nie patrzył – to dziś Słowo Boże, dziś sam Bóg tobie mówi – Ja cię widzę. masz wartość w moich oczach. Nie, tego nie mówi Kożusznik, tak mówi Pan Bóg w Biblii: „Nie bój się, bo cię wykupiłem, znam cię po imieniu, moim jesteś. (…) Jesteś w moich oczach drogi, cenny i Ja cię miłuję!” (Iz 43). Tak do ciebie i do mnie mówi Bóg, który WIDZI. Mnie widzi. Ciebie widzi – i nikt tak jak On ciebie nie rozumie…

Przeskakujemy o wiele pokoleń w przód. Kiedy wam teraz przeczytam kontekst tego dzisiejszego słowa wyznaczonego do kazania, zaraz zrozumiecie. Lud wyzwolony z niewoli egipskiej wędruje do Ziemi Obiecanej. Na górze Bożej otrzymują nowe zasady, które mają ich chronić. Ogłupiony rozum ludzki myśli, że te zasady go ograniczają. Oni już nawet wolności nie chcą – w Egipcie im mówiono, kiedy mają wstawać, co mają skąd gdzie przenieść, co i gdzie mają jeść, jak mają żyć, co mają myśleć. A Pan Bóg im daje wolność. To dla ich niewolniczych umysłów za trudne. Raz po raz komunikują, że by woleli być tam, w Egipcie niż być wolni. A nawet… (to już apogeum) że by lepiej było mieć takiego boga jak Ra, słońce, które widać, albo Apisa, byka który jak cię pogoni, to wiesz że jest silny. A ten nasz, który nas prowadzi? Nawet nie widać Jego twarzy. Kim On jest? On nam tylko mówi, że nie mamy sporządzać rzeźby czy obrazu żadnego zwierzaka ani innego stworzenia i mówić „taki jest Bóg”. I że nas wyprowadził, że się troszczył, że czynił tak wiele cudów w naszym dotychczasowym życiu – jakby chciał powiedzieć: Widzisz mnie po moich śladach w twoim życiu, widzisz mnie „z tyłu”, kiedy spojrzysz wstecz. I jeszcze, że nikogo mamy nie mieć „PRZED NIM”. Że nikt ani nic nie jest jak On, że On jest mocniejszy niż cokolwiek, czego byśmy się w życiu bali. To ostatnie zdanie, to moje odkrycie z lektury Małego Katechizmu Lutra, kiedy objaśnia Dziesięcioro Przykazań. W piątek żeśmy o tym mówili z naszymi młodymi. W najnowszym przekładzie na polski czytamy: „Powinniśmy Boga BARDZIEJ NIŻ CZEGOKOLWIEK INNEGO bać się, kochać Go i ufać Mu”. Czyli nie ma takiej rzeczy, mocy, osoby, czegokolwiek na świecie, czego musiałbyś się bać, bo twój Bóg jest mocniejszy! Nie musisz bać się czegokolwiek, bo Jego wielkość jest przed tym. Nie musisz czegokolwiek innego bać się bardziej niż Boga – a Samuel Prymus w piątek zaraz w pierwszym zdaniu powiedział, że co innego bać się w sensie strachu, a co innego żywić do kogoś tak wielki szacunek, że można to określić nieco archaicznym słowem „bojaźń”. Bo Bóg jest tak wielki!

A co robią tamte pogubione ludki pod górą Synaj? Kiedy Mojżesz wychodzi, by rozmawiać z Bogiem, oni zbierają co tylko mają złotego, przetapiają to i odlewają sobie takiego byczka, jakiego znali z wierzeń egipskich. Mówią przez to: My wolimy po staremu, jak w niewoli. Takiej krowie chociaż patrzymy w twarz, a spojrzenie Boga by nas zabiło. Wolimy boga, który będzie działał jak automat, my mu damy ofiarę, a on nam da czego chcemy, choćby to było niewiele, choćby nam się tak tylko zdawało, że daje… Ale w coś trzeba wierzyć.

Czytam wiersze przed naszym tekstem: „Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: Powiedz Izraelitom: Jesteście ludem o twardym karku, i jeślibym przez jedną chwilę szedł pośród ciebie, zgładziłbym cię. Odrzuć przeto ozdoby twe, a Ja zobaczę, co mam uczynić z tobą. Izraelici zdjęli z siebie ozdoby przed odejściem z góry Horeb. Mojżesz zaś wziął namiot i rozbił go za obozem, i nazwał go Namiotem Spotkania. A ktokolwiek chciał się zwrócić do Pana, szedł do Namiotu Spotkania, który był poza obozem. Ile zaś razy Mojżesz szedł do namiotu, cały lud stawał przy wejściu do swych namiotów i patrzał na Mojżesza, aż wszedł do namiotu. Ile zaś razy Mojżesz wszedł do namiotu, zstępował słup obłoku i stawał u wejścia do namiotu, i wtedy Pan rozmawiał z Mojżeszem” (2 Mż 33,5-9 BT).

Nie słyszeliśmy już tego gdzieś dzisiaj? O tym „wyjściu poza obóz”? Przecież właśnie poprzez ten obraz autor Listu do Hebrajczyków (czyli Żydów, którzy dobrze znali tę historię z Księgi Mojżeszowej) tłumaczy dzieło Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Pisze o „służbie Namiotu” i stwierdza: „Jezus, aby uświęcić lud własną krwią, cierpiał poza bramą miasta. Wyjdźmy więc Mu na spotkanie poza obóz…”. Pan zakrywa twarz Mojżesza, by wprost Go nie widział, bo by tego nie przeżył. Wiele jednak pokoleń później przyjdzie sam Bóg jako jeden z nas, ludzi, weźmie na siebie naszą deformację, złoży za nas raz na zawsze doskonałą ofiarę, byśmy przez Niego mogli stanąć przed Bogiem. Teraz jest dla nas takim Namiotem Spotkania z Bogiem. Raz, w swoim dniu, kiedy znów przyjdzie, dzięki obmyciu Jego krwią będziemy mogli stanąć przed Bogiem twarzą w twarz. Jezus jest tą skałą, tą ROZPADLINĄ skalną (o, jakże to wskazuje na Jego destrukcję, której się poddał), która nas chroni przed natychmiastową śmiercią, gdy Święty Bóg na nas patrzy! On jest owym Namiotem poza obozem, w którym Bóg przemawia do swojego ludu tak, by mógł mówić bezpośrednio, a jednak nie pozbawić życia tego ludu.

On jest Bogiem, który widzi. W Chrystusie bierze na siebie cały nasz ból, upokorzenie, poniżenie, patologię ukrytą gdzieś w rodzinach, smutek z powodu czyjegoś odejścia, ból straty ukochanego człowieka, „sztylet śmierci” jak to określa apostoł… Wychodzi do nas „poza margines”, by WIDZIEĆ to, czego nie widzi nawet nikt z ludzi. To, co chcielibyśmy nawet przed Nim przykryć. Ale On odsłania te nasze listki i mówi: Ja WIDZĘ, co ci dolega – a jednak mam dla ciebie ŻYCIE. Ja cię widzę, a ty widzisz Mnie z tyłu – ale raz zobaczysz twarzą w twarz.

Zanim to nastąpi, daję ci coś widzialnego, żebyś sobie nie musiał krów odlewać ze złota. Weź chleb bez kwasu, czysty jak Ja bez grzechu, połam go między sobą i jedz. To Moje ciało, które oddałem za ciebie. Weź kielich wina, a pijąc pamiętaj, że Ja kielich goryczy, zła i wszelkiej konsekwencji grzechu wypiłem za ciebie. To Moja krew za ciebie przelana. One „przykrywają” cię wobec wypalającego spojrzenia Boga, który widzi wszystko w twoim życiu. W ten sposób Ojciec widzi cię z miłością, z której dla ciebie oddaje wszystko. Tym się umacniaj oczekując spotkania twarzą w twarz!

jak

jak