Ř 11,33-36
Jak nesmírná je hloubka Božího bohatství, jeho moudrosti i vědění! Jak nevyzpytatelné jsou jeho soudy a nevystopovatelné jeho cesty! Kdo poznal mysl Hospodinovu a kdo se stal jeho rádcem? Kdo mu něco dal, aby mu to on musel vrátit? Vždyť z něho a skrze něho a pro něho je všecko! Jemu buď sláva na věky.
Přijď Duchu svatý, naplň srdce tvých věřících a zapal v nich plamen své Božské lásky. Amen.
Sestry a bratři, jsme týden po svatodušních svátcích a prožíváme dnes Svátek nejsvětější Trojice. Ten nám připomíná základní tajemství křesťanství o jedné přirozenosti a třech osobách v Bohu. Je to učení společné pro celou Kristovu církev, přes všechny rozdíly názorů různých denominací. Kdo se distancuje, „odsekává“ (lat. secare) od pravdy o svaté Trojici, odděluje se od církve a tvoří něco, co se zase z latiny jmenuje sektou. Učení o Trojici svaté je tedy jedním se základních dogmat křesťanství. Jak je ale uchopit? Vždyť přeci chtít proniknout do „tajemství Trojice“, „tajemství všech tajemství“, je vposledku nemožné a každý takový pokus lidského rozumu – jakkoli logicky neb jazykově perfektní – bude odsouzen k nezdaru.
Zesnulý před měsícem římskokatolický teolog Ctirad Václav Pospíšil, jenž o Boží Trojici napsal monografii „Jako v nebi tak i na zemi,“ vypráví jak jacísi dva světově proslulí teologové jeli navštívit svého neméně proslulého kolegu, který příliš přemýšlel o Trojici. Když přijeli před jeho dům, tak prý seděl na stromě a kukal na ně: „Kuku kuku!“ Církevní otec svatý Augustin zase traduje příběh, který se mu prý stal, když jednou kráčel po břehu moře; určitě jste to již slyšeli. Na břehu sedí na bobku malý klučina, má vyhloubený důlek v písku a dlaní přenáší vodu z moře do onoho důlku. „Co děláš, chlapče?,“ táže se Augustin. „Snažím se přelít do tohohle důlku moře!“ Copak to jde? Může konečné pojmout nekonečné, může malý důlek pojmout „nekonečné“ moře, může člověk pochopit Boha? Nemůže! „Konečné není s to pojmout nekonečné – Finitum non capax infiniti,“ zní zásadní Augustinovo poznání a vyznání. Proto si myslím, že přečtený na začátku text je opravdu vhodný pro Svátek Trojice.
Jistě, mohl bych před vás předstoupit „o berlích“ přirovnání a tvrdit, že Trojice je obdobná třem skupenstvím vody: ledu, kapalině a páře; nebo lidskému nitru: paměti, intelektu a citům či pocitům… Přirovnání jsou to hezká, jen se s nimi nesmí zacházet jako s důkazy pro logičnost trojjedinosti. Jsou to pouhé a matné stopy. Vždyť skupenství je vícero (ještě např. plazma) a lidské nitro můžeme klidně rozdělit na více mocností. A nakonec zjistíme, že s těmito berličkami kulháme více, nežli bez nich…
Líbí se mi věta, jakou jednou uvedl zamyšlení o Trojici svaté papež František: „Dnes se pozastavujeme, abychom slavili toto tajemství“ – vskutku, nemůžeme se snažit Pána Boha pochopit, to bychom byli jako dvojrozměrný kačer Donald, který se snaží pojmout Walta Disneye. Co však můžeme a co bude pro nás užitečné, je zastavit se a rozjímat, chválit Boha a slavit to, jak je velký. Slavit tajemství které je sice těžko pochopitelné nebo vskutku nepochopitelné, je však důležité pro náš praktický křesťanský život.
No bo przecież jak można sobie wyobrazić życie chrześcijanina bez wiary w stwórczą moc i opatrzność Boga Ojca? Podziwiamy co chwilę, jak piękny jest ten świat, ile cudów mieści się na każdym fragmenciku Bożego stworzenia; a im głębiej wchodzimy w historię ludzkości, dzieje zbawienia, nawet dzieje naszych własnych narodów czy wspólnot, naszą własną „małą historię” – obserwujemy cuda Bożego prowadzenia. Nie możemy nie zdumiewać się nad tym, w jak zadziwiający sposób współgrają ze sobą wszystkie najdrobniejsze elementy rzeczywistości uczynionej z woli i mądrości Stwórcy. A najważniejsze w tym poznaniu głębi bogactwa i mądrości jest przyjęcie Syna Bożego, który przyszedł od Ojca po to, by rozwiązać problem mojego i twojego grzechu, śmiertelności i wszystkich innych tego konsekwencji. Nie można być chrześcijaninem bez zbawczej wiary w Jezusa Chrystusa. W większości języków „chrześcijanin” to „chrystusowiec”, wyznawca Chrystusa. To Jego Osoba jest kamieniem węgielnym Kościoła i życia każdego wierzącego; kto w Niego nie wierzy, dla tego staje się „skałą zgorszenia” i „kamieniem obrazy”, jak pisze Paweł. On zmarł na krzyżu Golgoty, zmartwychwstał, ukazywał się uczniom, często nawet zgromadzonym w wielkiej liczbie kilkuset – i odszedł, nie jest fizycznie obecny wśród nas. Ale jest obecny w nas – jest w nas Jego Duch, którego zesłał w dniu Pięćdziesiątnicy na Kościół. Jest obecny we wspólnocie, tam „gdzie dwóch lub trzech w Jego imieniu”, ale także w naszej codzienności każdego wierzącego – bo jesteśmy częścią Jego ciała. Dla niewierzącego to pewnie trudna mowa. Ale dla tego, kto tę rzeczywistośc przeżywa, kto doświadcza prowadzenia i obecności Ducha Świętego, kto widzi jak sam, wbrew własnej naturze jest od wewnątrz przemieniany, ten rozumie, że to „Chrystus w nas, nadzieja chwały”, jak pisze apostoł. I modli się za tych, którzy czytają słowa jego listu – tedy i za nas – żebyśmy byli „przez Ducha Jego mocą utwierdzeni w wewnętrznym człowieku, żeby Chrystus przez wiarę mieszkał w sercach naszych”. By był w nas „jak w domu”, by był tego domu rzeczywiście właścicielem i gospodarzem. Domu – świątyni Ducha, którą jest nasze ciało, nasze życie, nasza codzienność.
Kiedy byliśmy z żoną na pamiątce poświęcenia kościoła w Górkach Wielkich, mówiliśmy o tym – notabene, przynosimy wam wszystkim od tamtejszego zboru i od pastorostwa Kluzów oraz od prezbiterów najserdeczniejsze pozdrowienia. Tydzień wcześniej dotykałem tego tematu i tu u nas podczas przypominki siostry Mańki Farnej, która zawsze o naszym kościele zwykła mawiać jako o „domeczku”, „domeczku Pańskim”. I to właśnie o Bożej świątyni jako o domu czytaliśmy z księgi Izajasza podczas przypominki i podczas „urodzin” kościółka „na Górkach” między Skoczowem a Brenną. W niektórych językach europejskich „dom” to katedra, świątynia Boża. Starałem się zgłębić i zbadać tę sprawę – rzeczywiście, jest tam ten sam rdzeń; niektórzy twierdzą, że praindoeuropejski, choć ja znalazłem prostsze wytłumaczenie. Znajdziemy to słowo w języku włoskim, francuskim, niemieckim, holenderskim i innych; mamy je nawet po polsku i czesku, choć znaczenia mogą się trochę rozchodzić. Generalnie słowo „dom” oznacza CZYJĄŚ WŁASNOŚĆ. Ma to związek z napisami, jakie umieszczano na świątyniach rzymskich, a później chrześcijańskich: D. O. M. = Deo Optimo Maximo. „Bogu Najlepszemu i Największemu (poświęcone)”. Gdzie były te trzy litery, znaczyło to, że w tym domu mieszka Bóg, że to On jest tam właścicielem. Nasuwa się zatem pytanie: bracie, siostro, czy w świątyni mojego i twojego życia Bóg mieszka? Jak Go widać? Czy moje życie, mój dzień powszedni i świąteczny do Niego należy? Jeśli tak, wtedy nie będzie trzeba nawet dzielić na te powszednie i świąteczne, bo w Jego świątyni będzie zawsze pięknie i uroczyście.
Apostoł Paweł napisał: „Doprawdy, byliśmy już całkowicie pewni tego, że śmierć nasza jest postanowiona, abyśmy nie na sobie samych polegali, ale na Bogu, który wzbudza umarłych, który z tak wielkiego niebezpieczeństwa (…) nas wyrwał i wyrwie; w nim też nadzieję pokładamy, że i nadal wyrywać będzie, (…) aby za udzielony nam dar łaski składane były dzięki z ust wielu” (2 Kor 1,9-11). Tę rzeczywistość przeżywał i przeżywa nasz zbór w kontekście naszej historii; to znamy niejednokrotnie z życia osobistego czy rodzinnego. „Jak niezbadane są [Boże] sądy i niepoznawalne Jego drogi. Kto bowiem poznał sposób myślenia Pana, albo kto był Jego doradcą?” Nawet choć ja nie widzę celu drogi ani wyjścia z sytuacji, On je zna i widzi. Jemu wierzę. On jest wiarygodny. Jego warto się trzymać!
Nejnovější komentáře