Mt 17,1-9
Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i jego brata Jana i zaprowadził ich na wysoką górę, na miejsce odosobnione. Tam w ich obecności został przemieniony: Jego twarz zajaśniała jak słońce, a szaty stały się białe jak światło. Ukazali im się też Mojżesz i Eliasz, którzy z Nim rozmawiali. Wtedy Piotr powiedział do Jezusa: Panie, dobrze, że tu jesteśmy. Jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. A kiedy to jeszcze mówił, osłonił ich świetlisty obłok i z obłoku rozległ się głos: Ten jest Mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Uczniowie słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. Jezus zaś zbliżył się do nich, dotknął ich i powiedział: Wstańcie, nie bójcie się. Gdy spojrzeli w górę, nikogo nie zobaczyli, tylko samego Jezusa. A kiedy schodzili z góry, Jezus nakazał im: Nikomu nie opowiadajcie o tym, co widzieliście, aż Syn Człowieczy powstanie z martwych.
Pan, którego chwała jaśnieje, Jego blask jest jak światłość, światło płomienia, w którym objawia się Bóg, w ciemności rozbłyska światło, którym jest poznanie chwały Bożej na obliczu Chrystusa… Wszystkie te obrazy pochodzące z tekstów biblijnych dzisiejszego nabożeństwa mówią o świetle, a to światło związane jest z objawieniem się Boga człowiekowi. Niedziela dzisiejsza kończy okres Objawienia Pańskiego, czyli z grecka mówiąc Epifanii. Luterańska tradycja liturgiczna właśnie do tego okresu zaszeregowała przemienienie Pańskie, na sam jego koniec. Tradycja wschodnia ma specjalne święto Preobrażenie Gospodnie w drugiej połowie sierpnia, a ponieważ jest to czas, kiedy w sadach pojawiają się owoce, nabrało to święto charakteru podobnego do naszego Święta Żniw, czyli podziękowania za urodę ziemi – do cerkwi przynoszone są owoce, dziękuje się za nie, poświęca, w obyczajowości greckokatolickiej piecze się z nich potem pyszne ciasta i z radością w domach spożywa… A to wszystko ma między innymi uzmysławiać atmosferę tego, jak dobrze jest być w domu, a w domu to jest tam, gdzie Pan przygotował dla nas miejsce.
Taki przedsmak atmosfery Bożego Królestwa przeżyli owi trzej uczniowie, których Jezus zabrał z sobą na wysoką górę. I bynajmniej nie był to piknik, na którym by spożywali te rzeczone ciasta z jabłkami, wiśniami i czym tam jeszcze owocowym. Kiedy mi jednak o tych owocach i o tej atmosferze opowiadał w audycji radiowej nasz przyjaciel Jan, ksiądz greckokatolicki, brzmiało to tak smacznie, że łatwiejszym stało się dla mnie nawet zrozumienie charakteru tego objawienia Bożej chwały w osobie Jezusa. Dobry posiłek kojarzy się przecież ze świętem. Kiedy w piątek rozmawialiśmy z konfirmantami o tym, co by chcieli robić, gdyby mieli cały dzień, w którym by „nic nie musieli”, odpowiedzieli, że przygotowali by coś dobrego do zjedzenia. Czyli w takim klimacie chrześcijaństwa wschodniego. W rzymskiej tradycji to święto jest troszkę wcześniej, 6 sierpnia, i już nie jest jednym z głównych świąt – i nie ma tam tego dobrego smaku ciasta z owocami, tylko suche objawienie.
Wybaczcie, że ja tak o tych smaczkach – ale to nam wskazuje, jak rzeczywiście dobrze musiało być uczniom tam, gdzie chcieli zostać, skąd najchętniej by już nie wracali. Ci, którzy przeżyli początek własnej śmierci nieraz podobnie świadczą: że nie chciało im się wracać z powrotem do tego życia, do jego trudów, bojów, krzyża. Ale Jezus właśnie po to bierze uczniów z sobą i pozwala im przeżywać przedsmak nieba, żeby byli w stanie znieść trud i ciężar pasji, Jego męki, sądów, ukrzyżowania. Tego wszystkiego, gdzie każdy przeżywany moment zdawał się być typu „gorzej już być nie może” – by zaraz za chwilę się okazywało, że jednak może, bo właśnie się to dzieje. To zdarzenie z „wysokiej góry” tłumaczy się w ten sposób, i zwłaszcza przy katolickim Święcie Przemienienia czy wschodnim Preobrażeniu to bywa podkreślane: że to jest dla uczniów umocnienie, danie nadziei, innej perspektywy, dodanie w ten sposób zachęty, by człowiek był w stanie znieść krzyż. Tak to ukazują zresztą same ewangelie, w których to wydarzenie objawienia na górze jest początkiem Jezusowego świadomego zdążania do krzyża, mówienia uczniom o tym, co nastąpi, wyjaśniania, że będzie musiał cierpieć. Stąd też ta historia u nas czytana jest właśnie w tym czasie, kiedy kończy się okres objawiania Bożej chwały w Synu Człowieczym, w Jezusie Chrystusie, a rozpoczyna okres przedpostny, który nas poprowadzi już wprost do samego Czasu Pasyjnego czyli Wielkiego Postu. Kulminuje to wszystko w śmierci, a potem zmartwychwstaniu Zbawiciela.
We wszystkich ewangeliach, które o tym zdarzeniu mówią, Jezus idzie z uczniami na wysoką górę. Góra w naturalny sposób kojarzy się z Bogiem, z „Tym, który jest na górze”, bo na górze jest się wyżej, bliżej nieba. Tak też jest w całym objawieniu biblijnym. Żaden z ewangelistów niby nie podaje nazwy tej góry – jest ona tam jednak w tekstach ukryta niczym w szaradzie, grze słownej, mianowicie w tłumaczeniu na język grecki, w którym ewangelie są napisane. Hieronim i Orygenes później zanotują starą tradycję palestyńskich chrześcijan, że chodziło o górę Tabor. I gdybyście sobie wygooglowali hasło „góra Tabor”, to zaraz zobaczycie, że hebrajskie „Har Tawor” znaczy właśnie „wysoka góra”, podobnie jak arabski odpowiednik nazwy tegoż miejsca. Dlatego mówię, że autorzy ewangelii grają tu z nami w gierkę słowną, kiedy to hebrajskie Har Tawor tłumaczą na grecki, a my to znowu w naszych Bibliach mamy przetłumaczone na nasze języki. A język czeski w specjalny jeszcze sposób przechował czy zakonserwował to słowo, o którym mówimy: „tábor”, nie tylko w nazwie własnej jednego z miast, ale także w potocznym znaczeniu obozu. Bowiem pierwotnie nie chodziło o obóz wojskowy, jak się to kojarzy z taborytami i ich obozowaniem na górach, ale z mniej czy więcej tajnymi nabożeństwami ewangelickimi, na których udzielało się Wieczerzy Świętej „podobojí”; czyli pod obydwoma postaciami, chleba i wina, przyjmowano ofiarę Ciała i Krwi Chrystusa. A każda Wieczerza Święta jest przecież przedsmakiem uczty w Królestwie Bożym, uczty weselnej Bożego Baranka, jak to podkreślamy – i aż głupio, że dzisiaj mamy tylko zwykłe nabożeństwo Słowa, bez Komunii Świętej. I o tym jak dobrze było prześladowanym Chrystusowym wyznawcom, kiedy mogli znaleźć się na górze i przeżywać w leśnym nabożeństwie przedsmak Bożego Królestwa, świadczy nazwanie takiego miejsca właśnie „Tabor”, nazwą tamtej góry z Izraela. A żeby było ciekawiej, to pamiętam jak stosunkowo niedawno tłumaczył to wszystko w fajnym filmie dokumentalnym Telewizji Czeskiej nie kto inny, jak aktor i moderator Miroslav Táborský. Pewnie by się to dało łatwo gdzieś znaleźć w internetowym archiwum telewizji. No, a na dodatek poprzez tę Wieczerzę Świętą się znowu dostajemy do smaków ciasta z owocami tradycji wschodniej czy w ogóle radości świętowania połączonej ze spożywaniem czegoś pysznego, jak to fajnie ujęli nasi młodzi.
Nie wiemy jaką wałówkę czyli „swaczynkę” wzięli z sobą Jezus, Peťa, Kuba i Jasiu wtedy tam na piknik na Har Tawor. Czytamy za to, że twarz Jezusa zajaśniała jak słońce, a reszta Jego ciała, Jego szaty, stała się biała jak światło. Uczniowie zobaczyli coś z Bożej chwały. Niedawno czytaliśmy, jak pewna kobieta, Hagar, służąca Sary, żony Abrahamowej, a wiele lat później facet, Mojżesz, doświadczyli tego, iż Boga twarzą w twarz nie można oglądać. Aby to człowiek przeżył, musi zostać zakryty, bo inaczej by go – grzesznego – Boża świętość strawiła, spaliła. Dlatego czytaliśmy o „oglądaniu Boga Z TYŁU”. Jak czytamy w haśle bieżącego roku: Patrzyłeś na mnie, czyli byłeś do mnie zwrócony twarzą, a ja jednak żyję! Jezus Chrystus swoją męką i cierpieniem, swoją ofiarą, na którą notabene właśnie ta ustanowiona przez Niego Święta Wieczerza wskazuje, a także swoim zmartwychwstaniem spowodował, że człowiek przeżyje spotkanie z Bożą światłością i świętością. I na dodatek jest to coś tak cudownego, tak pięknego, tak fantastycznego w tym przeniesionym znaczeniu ostatniego słowa, coś tak „mega” – że by człowiek chciał w tym stanie trwać, zrobić coś, by tak było ciągle. Piotr chce tam zamieszkać, tym bardziej że z Jezusem rozmawiają dwie postaci z nieba, z Bożego Królestwa, które dla uczniów, Żydów, jednoznacznie musiały być niesamowicie symboliczne. To Mojżesz, przez którego Bóg nadał swojemu ludowi Przymierze, umowę obiecującą wspaniałą, niesamowitą przyszłość. Nadał ludowi swoje Prawo, jak to pięknie określa język czeski, który przechował wiele wspaniałych słów starosłowiańskich: „Zákon”. Przy tym pamiętamy, jak bardzo się bał swojego posłania, tego co ma wykonać. I jest tam Eliasz reprezentujący proroków. Wiecie, kiedy czytam tę dzisiejszą historię, nie mogę nie zdumiewać się nad Bożą mądrością, która w tych słowach ewangelii jest zawarta. Zobaczcie, przecież Jezus objawia się tutaj jako Bóg – poprzez to jaśniejące chwałą oblicze; to oczywista teofania czyli objawienie się Boga. A przy tym, kiedy rozmawia z Mojżeszem, który też się tak ciężko wymawiał, gdy mu Bóg dawał jego życiowe zadanie do wykonania, kiedy rozmawia z Eliaszem – jakże ludzki w tym jest Jezus. Syn Boży – ale zarazem Syn Człowieczy, który zwyczajnie po ludzku boi się swojego posłania, tego, co ma wykonać. Już rozumiecie, czemu z nimi rozmawia? I o czym też mogą mówić? Że pewnie o tym, jak oni sami się bali, a jak nieskończenie było warto jednak to zadanie spełnić, mimo że było tak trudno!
O, w Bożym Królestwie człowiek doznaje takiej zachęty, takiej otuchy, takiego „powera”, że choć najchętniej by już tam został, wraca jednak i potrafi spełnić najcięższe zadanie. Jak sam Syn Boży i Syn Człowieczy zarazem. „Ten jest Syn Mój umiłowany, w którym mam upodobanie” – rozbrzmiewa uczniom głos Boga z świecącego obłoku. On jest Moim Synem, którego kocham – oto dzięki temu, co pomimo obaw i strachu On spełnił, czego dokonał, może i Piotr, i Jakub, i Jan – i ty, i ja, każdy z nas – to samo raz usłyszeć, mimo że jesteśmy grzesznymi ludźmi, których by to światło i ta chwała inaczej spaliła: Jesteś moim synem, moją córką i Ja cię kocham! Możesz to raz usłyszeć od Boga, od Świętego, który jest chwałą samą i kwintesencją Światła – jeśli wierzysz, że Jezus swoją ofiarę złożył właśnie za ciebie. Że to dla ciebie szedł do Jerozolimy wykonać to najtrudniejsze zadanie, którego tak bardzo się bał, że musiał go Bóg zachęcić tą rozmową z dwoma innymi, co też się bali. Dziś możesz przyjąć to, że Bóg chce cię uczynić swoim dzieckiem, swoim ukochanym synem czy córką. I możesz to publicznie wypowiedzieć, wyznać w słowach wyznania swojej wiary – będzie łatwiej, bo będziemy je wypowiadać wszyscy. Ale proszę, powiedz i wyznaj to Bogu sam czy sama za siebie, że w Niego wierzysz, że Jemu wierzysz, że przyjmujesz to, czego On dla ciebie dokonał.
A potem, „po sześciu dniach”, jak czytaliśmy, czyli w dniu siódmym, czerp ze wspólnoty u Stołu Pańskiego, z tej Świętej Wieczerzy, przedsmaku nieba, coś z tej siły tak potrzebnej do wykonania twoich zadań, bo bez tego mogą być dla ciebie za trudne.
Nejnovější komentáře