Život s Bohem

Údiv, dík a sdílení

By 26 prosince, 2020 No Comments

L 2,22-38

Když uplynuly dny jejich očišťování podle zákona Mojžíšova, přinesli Ježíše do Jeruzaléma, aby s ním předstoupili před Hospodina – jak je psáno v zákoně Páně: ‚vše, co je mužského rodu a otvírá život matky, bude zasvěceno Hospodinu‘ – a aby podle ustanovení Zákona obětovali dvě hrdličky nebo dvě holoubata. V Jeruzalémě žil muž jménem Simeon; byl to člověk spravedlivý a zbožný, očekával potěšení Izraele a Duch svatý byl s ním. Jemu bylo Duchem svatým předpověděno, že neuzří smrti, dokud nespatří Hospodinova Mesiáše. A tehdy veden Duchem přišel do chrámu. Když pak rodiče přinášeli Ježíše, aby splnili, co o dítěti předpisoval Zákon, vzal ho Simeon do náručí a takto chválil Boha: „Nyní propouštíš v pokoji svého služebníka, Pane, podle svého slova, neboť mé oči viděly tvé spasení, které jsi připravil přede všemi národy – světlo, jež bude zjevením pohanům, slávu pro tvůj lid Izrael.“ Ježíšův otec a matka byli plni údivu nad slovy, která o něm slyšeli. A Simeon jim požehnal a řekl jeho matce Marii: „Hle, on jest dán k pádu i k povstání mnohých v Izraeli a jako znamení, kterému se budou vzpírat – i tvou vlastní duší pronikne meč – aby vyšlo najevo myšlení mnohých srdcí.“ Žila tu i prorokyně Anna, dcera Fanuelova, z pokolení Ašerova. Byla již pokročilého věku; když se jako dívka provdala, žila se svým mužem sedm let a pak byla vdovou až do svého osmdesátého čtvrtého roku. Nevycházela z chrámu, ale dnem i nocí sloužila Bohu posty i modlitbami. A v tu chvíli k nim přistoupila, chválila Boha a mluvila o tom dítěti všem, kteří očekávali vykoupení Jeruzaléma.

Niczym we wschodniej tradycji chrześcijańskiej mamy w tym roku trzy święta Narodzenia Pańskiego – tak wyszło według kalendarza, że niedziela jest zaraz po świętach. Ale ponieważ wczoraj spotykaliśmy się jedynie wirtualnie, przez internet i ogólnokościelne nabożeństwo, które tam mogliśmy obejrzeć, fajnie że dziś, w niedzielę po świętach  – choć w małym i ograniczonym przez sytuację pandemiczną gronie – możemy spotkać się tu w kościele.

Nie wiem, jak mieliście wy – ale ja gdy przeczytałem po raz pierwszy to słowo ze Starego Testamentu, które mamy na dziś wyznaczone i które czytaliśmy od ołtarza (Iz 49,13-16), odkryłem jak bardzo ono jest dla mnie osobiście. I chyba w ogóle dla nas wszystkich w obecnej sytuacji. Powiem jeszcze szerzej: jak bardzo to dzisiejsze święto, treści tej niedzieli po świętach, są dla nas, przybitych i przygnębionych całą sytuacją i wszystkimi dziwnymi okolicznościami, w jakich przychodzi nam żyć. Kiedy usłyszałem: „Śpiewajcie radośnie, niebiosa i wesel się ziemio, i wy, góry, rozbrzmiewajcie radością”, zrobiło mi się dziwnie smutno… Znacie to pełne zawodu i rezygnacji westchnienie, kiedy człowiek słyszy o radości innych, ale jemu samemu wcale się radować nie chce, bo przede wszystkim nie widzi po temu powodu. Tak, prorockie obietnice; tak, bożonarodzeniowy pokój; tak, kolędy i życzenia… ale to nie dla mnie. Co jest w stanie pocieszyć i rozweselić tych wszystkich, którzy właśnie w tej chwili znajdują się w samym środku cierpienia, choroby, może w obliczu śmierci bliskiego człowieka albo w obliczu braku perspektywy na przyszłość, tego że może właśnie rozsypało się wszystko, co przez lata mozolnie budowali i w nowym roku nie będą mieli z czego wyżywić rodziny… Wiele jest tych naszych trosk, różne one są, ale zawsze jednakowo przygnębiają i odbierają chęć życia.

I tak sobie myślę, że chyba całkiem podobna mogła być sytuacja, w jakiej w świątyni znaleźli się Symeon i Anna. Tekst słyszeliśmy, historię znamy, nie chcę teraz mówić o szczegółach. Ale zobaczcie: każde z nich przybywa do świątyni w momencie, kiedy są tam Józef z Marią i Dzieciątkiem Jezus. Starzy i zmęczeni wyczekiwaniem ludzie wprost „zderzają się” ze świeżo upieczonymi rodzicami z malutkim dzieckiem na ręku – to czas ofiarowania w świątyni, czas błogosławieństwa, radosnego powierzania Bogu tego, co jest, co już się wydarzyło i całej przyszłości, swojej i tego dzieciątka. I pewnie w obliczu wszystkich okoliczności, o których wiemy, że narodzeniu Jezusa towarzyszyły, Marii i Józefowi także nie było za bardzo do śmiechu, jednak nowe życie sprawia nadzieję. Ale tych dwoje starszych, głęboko co prawda wierzących, bardzo wszak już zmęczonych życiem i oczekiwaniem…?

W owym zderzeniu dwóch światów: przyszłości i braku perspektyw, nadziei i zwątpienia, dotyka ludzi Słowo od Boga. Pewnie trochę tak, jak odkrywałem je ja, czytając ten wspomniany tekst starotestamentowy. Czytałem o radości i myślałem: to nie dla nas. „Syjon mówi: Pan mnie opuścił i Wszechmocny zapomniał o mnie. Czy kobieta może zapomnieć o swoim niemowlęciu i nie zlitować się nad dziecięciem swojego łona? A choćby nawet one zapomniały, jednak Ja ciebie nie zapomnę” (Iz 49,14.15). Pan mówi, że „wyrysował” mury swego miasta na dłoni; my możemy myśleć o tym, jak nasze życie „wyrysował” i zaplanował, jak bardzo chce cieszyć się z nami tym życiem, które nam dał, tym bardziej że On ma dla nas jeszcze coś większego i piękniejszego, o czym On wie, a my na razie tylko tego oczekujemy… Jak tych dwoje staruszków tam w świątyni. Z ich przygasłą wiarą również „zderza się” Słowo wypowiedziane przez Boga, Słowo które oto stało się ciałem, które wręcz widzieć, oglądać można w tym nowo narodzonym Dzieciątku! Nie mów, że ta radość już nie dla ciebie. Że to dobre dla młodych par z perspektywą – gdzież tam radość z narodzonego dzieciątka może być źródłem nadziei dla nas, starych… No może tak trochę, bo im zawsze dobrze życzymy i cieszymy się poniekąd wraz z nimi, ale… Cóż to zmienia w naszej sytuacji? A właśnie tu widać, że zmienia. Bo ten Narodzony, to Wybawiciel, Ratownik, to Bóg sam, który przybywa, by i w mojej sytuacji bez wyjścia otworzyć drzwi, i by wpuścić światło rozpraszające mroki moich ciemności duszy.

To odkrywają Symeon i Anna – i wielbią Boga. Symeon wypowiada dziwne słowa dotyczące przyszłości Jezusa – i bynajmniej nie mówią one o pełnej sukcesu i chwały drodze życia. Znów tak jak przedwczoraj w nocy czytamy o tym, że ludzie się DZIWIĄ – tym razem dziwi się słowom proroczym sama Maria i Józef z nią. Zbawienie dla wszystkich ludów – a jednak wielu Go nie przyjmie, odrzucą Go, „upadnie i podniesie się wielu”… Nasz ratunek związany jest z ogromną ceną. Ponieważ jednak nikt z nas nie byłby w stanie jej zapłacić, czyni to sam Bóg. To On sam bierze na siebie wszystko i płaci najwyższą cenę za nasze zbawienie. My nie całkiem rozumiemy, my się dziwimy, jak Józef i Maria – ale pamiętamy z Nocy Wigilijnej: za zdziwieniem musi podążać zaufanie, kiedy pozostanie tylko przy zdziwieniu, to jest za mało. Możemy i my uwierzyć, że WYJŚCIE JEST DLA NAS. Że i dla mnie Bóg ma nową perspektywę, chociaż ja jej nie widzę. Ma dla mnie przyszłość i nadzieję, ponieważ mnie kocha. Ponieważ na swoich dłoniach wyrysował moje życie, z pełną czułością i miłością, przewyższającą nawet uczucia matki do narodzonego dzieciątka. No a potem jest jeszcze ten dalszy krok, o którym czytamy w odniesieniu do Anny: ona a) wielbiła Boga (to w tym momencie; i później na pewno też) oraz b) „mówiła o Nim [o Jezusie] wszystkim, którzy oczekiwali odkupienia”. Słyszycie? Mówiła wszystkim, którzy prawie że nie mieli już żadnej nadziei, o Jezusie w którym Bóg spełnia swoje słowo, o Jego Synu w którym jest zbawienie dla każdego! Dlatego używa się w stosunku do tej starszej wdowy określenia „prorokini”. Bo „prorokować”, to znaczy mówić to, co chce ludziom przekazać Bóg. Czyż to nie jest zadanie dla nas wszystkich, dla każdego, w każdym wieku? Czyż to nie właśnie my mamy dzielić się z ludźmi pogrążonymi w ciemnościach pełną pociechy wieścią o światłości, która „oświeca każdego człowieka”? Odkryjmy my sami to, w jaki sposób przemawia do nas i pociesza nas Bóg poprzez swoje Słowo, zadziwmy się tym i uwierzmy – a potem pomyślmy, z kim możemy się tą pociechą podzielić… i zróbmy to! To zadanie dla każdej Anny i każdego Symeona.

Ti dva starší lidé neprožili žádný zázrak ani div. Nejsou uzdraveni, ani neomládnou. Z nebe nezazní žádný hlas, ani se odtud nesnese holubice. Ale oni povzbuzeni Duchem svatým uvěří, že právě na toto dítě čekali celý život. A to jim stačí. V tom je celé tajemství vánoční radosti. Když člověku stačí znamení, které mu Bůh dává a nežádá víc.

Ani my v tuto chvíli neuvidíme a neuslyšíme víc než Simeon a Anna. Ale tak jako jim stačilo k radosti malé dítě, i nás Duch svatý povzbuzuje k radosti, když slyšíme svědectví o Božím Synu, který se pro nás stal člověkem, zemřel za nás na kříži a vstal z mrtvých. Ani my nespatříme království Boží jinak než skryté v evangeliu Ježíše Krista. Pro někoho jsou to jen hezká slova, staré pověsti a legendy, ale pro jiného je to moc Boží, která mu již nyní přináší viditelný pokoj, radost a smíření.

Simeon drží v rukou nemluvně. Sám už se ničeho víc nedožije. A přece odchází a umírá v pokoji. To dítě je mu znamením, že nežil a nečekal nadarmo. Může člověk na tomto světě dosáhnout většího štěstí? Simeonův příběh je nám znamením, že i když nikdo z nás nedojde v tomto životě až do cíle a k naplnění svých vlastních představ, i když každý z nás bude odcházet ze života uprostřed svých nenaplněných lidských naději, můžeme se přesto již nyní radovat a dojít pokoje a smíření. Ježíš Kristus přináší do našeho života to, co ještě nevidíme. Naše víra v něm s pomocí Ducha svatého nachází jistotou, že se dočkáme. Boží milost je otevřena i pro nás. Tato útěcha a naděje je i pro tebe. Jen se jí přichyť a uvěř. A pak – nenech si to jen pro sebe.

jak

jak