Život s Bohem

Żywi tylko z imienia

By 12 listopadu, 2022 No Comments

Obj 3,1-6

Aniołowi Kościoła w Sardes napisz: To mówi Ten, który ma siedem Duchów Boga i siedem gwiazd. Znam twoje czyny – masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły. Bądź czujny i utwierdź resztę, która miała umrzeć. Nie okazały się bowiem twoje czyny doskonałe przed Moim Bogiem. Przypomnij więc sobie, co wziąłeś i usłyszałeś, i strzeż tego, i nawróć się. Jeśli jednak nie będziesz czujny, przyjdę jak złodziej i nie będziesz wiedział, o której godzinie przyjdę do ciebie. Ale w Sardes jest kilka osób, które nie splamiły swoich szat. Będą się one przechadzać ze Mną w białych szatach, gdyż są tego godne. Zwycięzca ubierze się w białe szaty i nie wymażę jego imienia z księgi życia, i wyznam jego imię przed Moim Ojcem i Jego aniołami. Ten, kto ma uszy, niech usłyszy, co Duch mówi do Kościołów.

Po raz kolejny widzimy, kochani, jak teksty Słowa Bożego, które czytamy na naszych wspólnych zgromadzeniach, niesamowicie się uzupełniają i jak do siebie poszczególne treści nawiązują. Przed tygodniem słyszeliśmy w ewangelii przykład Jezusa o Sodomie i Gomorze, który uczył, iż zbytnie przywiązanie do różnych naszych „zabawek” i tego, co zgromadziliśmy, może być przyczyną braku gotowości na przyjście Królestwa Bożego; a to przecież jest tuż tuż… Dziś od ołtarza znowu czytaliśmy coś podobnego – tylko uwaga: te dzisiejsze słowa bynajmniej nie zostały wypowiedziane do Sodomy i Gomory! To słowa, które Bóg mówi do swojego ludu, adresatem jest Jerozolima, Jego miasto, moglibyśmy powiedzieć. Swoich Pan nazywa ludem sodomskim i gomorskim, ostrzegając ich, że ich postępowanie niczym się od tamtego nie różni. Żydzi byli dumni z powodu tego, jak ich przodkowie wyszli z tamtych miast, które wskutek licznego zepsucia musiały zostać zniszczone. „To my jesteśmy potomkami tych, którzy wówczas okazali się wierni” – powiedziałby każdy pobożny żydowski słuchacz słów Jezusa. No właśnie – tymczasem już przed wiekami Pan miał na ich temat nieco inne zdanie. Przedwczoraj mówiliśmy na nauce konfirmacyjnej o tym, że Słowo Boże zawiera zakon i ewangelię. Że jest w nim prawo, nakaz, wezwanie, ale także zwiastowanie zmiłowania i łaski. I że jest jak lustro, w którym możemy się przejrzeć, jak naprawdę wyglądamy. Takie też są te dzisiejsze teksty. Na koniec tego starotestamentowego, któremu się jeszcze teraz tak trochę przyglądamy tytułem wstępu do Objawienia, w słowie zwiastującym twardą prawdę i wyrok sądu, na koniec słyszymy cudowną ewangelię: „Chodźcie, rozsądźmy – mówi Pan! Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, to staną się białe jak śnieg, choćby były czerwone jak purpura, to staną się [białe] jak wełna” (Iz 1,18).

Żydzi tak bardzo polegali na swojej chlubnej przeszłości, na swoim pochodzeniu, na wielkich doświadczeniach wiary ich przodków – że sami nie zauważyli nawet, jak bardzo podobni są do tych, którzy wówczas zasłużenie podlegli sądowi i słusznemu wymiarowi kary. I to jest dokładnie taki sam przypadek, jak zbór czy Kościół w małoazyjskim Sardes, o którym teraz czytamy. I myślę, że nawet już ten fakt, iż trzymamy się w naszym zborze tak zwanych „nowych” porządków czytań, które przed paroma laty przyjęła większość Kościołów luterańskich w świecie, za wyjątkiem może jedynie tych najbardziej konserwatywnych – jest wymowny. Bo inaczej wraz z całym naszym śląskim Kościołem czytalibyśmy dziś o tym, jak prorok Natan przyszedł do króla Dawida. A my tymczasem dziś mamy to słowo… Przypadek? No, na pewno nie! Słowo do nas? Kiedy ktoś popatrzy na nasz zbór, to powie: Na pewno! Ale ja chciałbym, żebyśmy dziś raczej przyjęli to słowo osobiście, każdy sam za siebie, po prostu jako ludzie, jako chrześcijanie. A potem wspólnota nam z tego wyjdzie sama. Ale pomyślmy o naszej własnej odpowiedzialności i własnym życiu.

Sardes, miasto o chlubnej niegdyś przeszłości, miało w I wieku po Chrystusie niewielkie znaczenie. Poselstwo do każdego zboru jest niezmiernie konkretne i odwołuje się do wielu szczegółów dotyczących historii danego miasta, do jego szczególnych powiedziałbym „znaków identyfikacyjnych”. Historia bowiem i stan obecny miasta (jak w wypadku Sardes na przykład znajdujące się w znacznym rozdźwięku) określały także duchowy i moralny stan zboru chrześcijańskiego. Słowa „masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły” musiały być dobrze zrozumiałe adresatom. Sardes żyło chwałą i splendorem przeszłości. Właściwie można powiedzieć, że tylko to mu pozostało. Siedemset lat przed napisaniem tego listu było to jedno z największych miast w świecie, chlubiło się swoją niezależnością i splendorem. Nazwa wskazuje na liczbę mnogą (gr. Sardeis) – chodziło bowiem o dwa miasta: pierwotną twierdzę położoną na wzgórzu nad doliną, nad którą od północy rozpościerał się łańcuch gór Tmolus; twierdzę umieszczoną na stromym i niedostępnym zboczu oraz miasto, które z czasem wskutek rozbudowy zaczęło „zstępować” do doliny położonej u podnóża góry.

Bogactwo Sardes oraz podstawowa cecha jego mieszkańców: ślepe zapatrzenie się w swoje bogactwo – stały się legendarne. Przez niższą część miasta przepływała rzeka Pactolus, której wody, jak powiadano przenośnie, w dawnych czasach niosły z sobą złoto. Największym z sardyjskich królów był Krezus – w wielu językach, w tym i polskim, to imię pozostaje synonimem zarówno bogactwa, jak i ślepej ufności w to, że przepych ten nigdy się nie skończy. Efektem jest zawsze wygodnictwo, utrata czujności i aktywności, a co za tym idzie, degeneracja. Nie inaczej było w Sardes. Owa ślepa ufność we własne bogactwo i siłę stały się kilkakrotnie przyczyną upadku. Przykładowo za Krezusa, który zdaje się był ślepy na znaki historii i ostrzeżenia, nastąpiła klęska i zdobycie miasta, gdy przeciwnik znalazł słaby punkt: miejsce wejścia do niedostępnej twierdzy. Persowie zauważyli, że w skale, na której stało górne Sardes, występują liczne pęknięcia i rysy, po których zręczni wojownicy mogliby się wspiąć na szczyt. Na dodatek jeden z obrońców miał upuścić swój hełm (co świadczy o „szczególnej” uwadze i czujności obrońców miasta), a następnie zejść po skale, podnieść hełm i wdrapać się z powrotem. Tak podobno odkryto drogę, którą weszły później wojska perskie. I żeby było śmieszniej, kiedy weszli na górę, okazało się, że na murach obronnych nie ma żadnej straży! Sardyjczycy byli tak pewni swego bezpieczeństwa, że nie widzieli potrzeby ustawiania straży. Historia ta powtórzyła się po śmierci Aleksandra Wielkiego, gdy Antioch prowadził wojnę z Acheusem szukającym schronienia właśnie w Sardes. Oblegający twierdzę dokonali tego samego odkrycia, co przed laty i żołnierze wspięli się po stromej ścianie na szczyt. I znowu na murach nie było strażników, a miasto ponownie zostało pokonane z powodu braku czujności. Mieszkańcy miasta z taką historią musieli wiedzieć, co zmartwychwstały Chrystus miał na uwadze mówiąc: bądź czujny!

Przez kolejnych zdobywców miasto poddawane było marginalizacji, jednak dzięki bogactwu zawsze jakoś się podnosiło; także po trzęsieniu ziemi w 17. roku n. e. W jego obywatelach nie było już jednak odważnego ducha. Komentatorzy podają, że Sardyjczycy, niegdyś dzielni i wielcy, stali się potulni i zakompleksieni. Dwa razy przez swoje niedbalstwo i lenistwo doprowadzili miasto do upadku. W atmosferze tego przygnębienia również chrześcijański zbór stracił swoją witalność, nie był żywym ciałem, lecz bezdusznymi zwłokami. To ogromne ostrzeżenie dla nas, chlubiących się piękną historią działania Bożej łaski w przeszłości, podczas gdy nasza teraźniejszość może nieraz okazać się podobna do tej, o której mówi Zmartwychwstały Sardyjczykom: masz tylko imię, że żyjesz, a w rzeczywistości jesteś martwy!

Wspaniała przeszłość, nasza ewangelicka duma podcieszyńskich ślązaków, tablice i drzewa pamiątkowe, rocznice i jubileusze tego, co dawno było, o czym wspomnieć warto, ale czego dziś już, niestety, dawno nie ma – to wszystko tylko pokazuje, jak bardzo podobni jesteśmy do tamtego Kościoła w Sardes. Z tym, że do tej pory można by ten obraz jeszcze zastosować do całego naszego ludu, od gór po „doły”. Ale Sardes, o którym już wszyscy WIEDZĄ, że jest umarłe – nawet choć tak całkowicie nie jest, jak zaraz się będziemy mogli doczytać – jest dla nas „szyte na miarę”. Ja bym powiedział, że nie tyle sama sytuacja zboru w Sardes jest jego problemem – ile to poczucie własnej niskiej wartości z tego powodu, że jest stan taki jak jest.

Zatím jsme jen konstatovali duchovní smrt. Člověk v takový okamžik nemůže udělat víc. Resuscitace, dýchání z úst do úst a masáž srdce ty jsou zbytečné. Jen lidská bezmoc… Sardský sbor nepotřebuje lidskou resuscitaci. Nepotřebuje, aby s ním lidé třepali a třásli, nepotřebuje, aby se lidé dohodli, že si tedy odteď vyhrnou rukávy a všechno se v dobré obrátí, toto společenství bude zase skvěle šlapat. Ne, resuscitace nepomůže. Zde je potřeba vzkříšení! Tedy: Božího zásahu!

A tento zásah Ježíš Kristus předjímá, když volá: Probuď se a posilni to, co ještě zůstává a je už na vymření! Neboť shledávám, že tvým skutkům mnoho chybí před Bohem.“ V českém ekumenickém překladu to zní takhle, tedy velmi zákonicky. Jakoby Pán Ježíš říkal: Málo pracujete, málo makáte, chci od vás větší výkony. Vašich skutků je málo. Polský ekumenický překlad je už trochu bližší originálnímu textu; ještě lépe překládají Kraličtí: Neboť jsem nenalezl skutků tvých plných před Bohem“. Nenalezl. Nejsou. Ale tímto Pán Ježíš vlastně říká, že on ani nad mrtvým společenstvím nezlomil hůl. Vždyť přeci k němu mluví! Ještě jsem s tebou, milý sbore, neskončil! Ještě s vámi mám své plány. Já vás zahynout nenechám. Potřebuji vás, a proto vám pomůžu znovu procitnout, probudit se, vstát z mrtvých. I přesto že jste neukázali kdovíjakou živost, mám vás rád. Jste drazí mému srdci a já vás chci mít živé, chci vás mít po svém boku. Pán Ježíš do mrtvého společenství nepřichází jako patolog, ale jako ten nejlepší lékař – schopný těch nejneuvěřitelnějších zázraků. Jako ten, kdo umí křísit z mrtvých.

Rozpomeň se tedy, jak jsi mé slovo přijal a slyšel, zachovávej je a čiň pokání.“ Slyšet slovo našeho Pána, zachovávat jej a činit pokání. To je vlastně jediná věc, kterou po nás Ježíš chce a vyžaduje. Vše ostatní už závisí na něm. Pokání zde vlastně znamená toto: Že Pánu Bohu přiznáme, že potřebujeme jeho pomoc, jeho zásah, jeho vedení. Že svými silami náš duchovní život neobnovíme, že bez jeho zásahu zkrátka budeme mrtví. A zachovávat jeho slovo znamená, že si v našich srdcích uchováme víru a naději, že s námi Pán ještě neskončil. Víru že Kristus s námi má ještě své plány. Že nás neodepsal. Pán Ježíš Kristus se nepodobá zaměstnavatelům, kteří své staré, opotřebované, nezpůsobilé zaměstnance propouštějí. Naopak: on je schopen i z těchto vyprahlých, vyhořelých, těžko oslovitelných křesťanů i sborů učinit křesťany a sbory plné opravdového života, plné svého Ducha, vnitřně i vnějšně živé. On (a jedině on!) vlévá nový život. Bůh je Bohem zázraku nového života. Bůh je Bohem nových šancí.

A slyšíme tam totéž, co jsme četli od oltáře u Izajáše – o bílém rouchu, které Bůh chce darovat svému lidu. Přece však máš v Sardách několik osob, které svůj šat nepotřísnily; ti budou chodit se mnou v bílém rouchu“… To, že někdo je hoden doslova procházet se s Pánem“, není vskutku jeho zásluha. Tedy slyšme ještě jednou: Pojďte, projednejme to spolu, praví Hospodin. I kdyby vaše hříchy byly jako šarlat, zbělejí jako sníh, i kdyby byly rudé jako purpur, budou bílé jako vlna.“ (Iz 1,18) Na královských dvorech měli ti nejdůvěryhodnější výsadu procházet se s králem po královských zahradách. V Bibli čteme o Henochovi, který chodil s Bohem, a pak ho Bůh vzal (1M 5,24). I dnes Pán chce vyprat naše špinavé šaty a vybílit je v Beránkově krvi, abychom byli hodní chodit s ním. Jinak to nejde. Ale když si to přiznáme, jak nezbytně jej potřebujeme, že bez jeho zásahu je s námi konec, můžeme přijmout jeho zástupnou spravedlnost, jeho čistotu šatů, protože On, Kristus, nikdy roucho svého života neposkvrnil. Proto může svou dokonalou obětí očistit mne, který nejen že jsem blízký smrti, ale který už možná dávno nežiju.

Pane Ježíši Kriste, vyznáváme ti, že jsme kolikrát živí jen podle jména. Úzkostlivě si chráníme náš vnější obraz křesťanů, zatímco uvnitř jsme podobni poušti. Náš Pane, přijď do našich životů, do našich domovů, do našeho sboru. Oživ nás znovu a daruj, ať v nás opět koluje tvůj život! Amen.

 

Foto: Carole Raddato, Germany – The Bath-Gymnasium complex at Sardis, late 2nd – early 3rd century AD, Sardis, Turkey, CC BY-SA 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=45976154
jak

jak