Na internetových stránkách SCEAV najdete nové číslo časopisu „Přítel-Przyjaciel“. Koncem týdne je budeme mít v „papírové“ podobě v našich sborech. Téma čísla souvisí s Rokem výchovy a vzdělávání a zní: ZRÁNÍ VE VÍŘE JAKO CELOŽIVOTNÍ PROCES.

Co najdeme v tomto čísle?

Zadanie na każdy wiek. Janusz Kożusznik

Pár slov o zrání ve víře… Tomáš Tyrlík

Lekcje od Pana Boga. Agnieszka Guńka

Síla křesťanství a vzdělání. Stanislav Piętak

Dojrzałość w wierze. Adam Cieślar

Učíme se po celý život. Vladislav Volný, st.

Celoživotní proces. Jan Tomala

Mladí k tématu

30-lecie ordynacji. Janusz Kożusznik

Misijní fond pomáhá sbližovat i zvěstovat. Martina Škanderová

Seniorátní modlitba za pronásledované. Janusz Kożusznik

Román o Životicích. Josef Žerdík

Ku nowemu odczytaniu Marcina Lutra… Marian Niemiec

Kniha Johna Stotta k 100. výročí autorova narození. Klara Krásenská

Jubileusz Towarzystwa Ewangelickiego

Mezidenominační služba pro single. Lenka Mikisková

Život v Božím rytmu. Thomas Bucher

Znovuotevření kostela v Bohumíne. Roman Brzezina

Za světlem a se světlem

Učení – dar od Boha. Dagmar Kubiczková

Z Biblią na co dzień i Hasło miesiąca. Janusz Kożusznik

Jako děti. Lucie Fojciková

Štepanská slavnost

 

 

Zadanie na każdy wiek

Od kiedy skończyłam szkołę, już ani razu nie wzięłam do ręki żadnej książki” – zawyrokowała jedna z sąsiadek mojej mamy, budząc jej niekłamane zdumienie. No bo przecież w naszych śląskich domach bywało tak, że głód wiedzy prowadził dzieci pasące kozę czy potem już krowy (coraz bardziej odpowiedzialne zadania!) do równoczesnej lektury dzieł „podsuwanych” przez stareczkę, ujca, tatę czy kogoś innego z najbliższego otoczenia… Dzieciaki we wczesnych latach szkoły podstawowej miały już za sobą „Pana Tadeusza” czy inne klasyczne pozycje ojczystej albo i światowej literatury. Niekiedy wiązało się to z odkrywaniem gdzieś na strychu starych tomów poezji lub prozy – czytałem ostatnio o jednej z śląskich poetek czasu niedawnego, jak „na górce” w budynku gdzie rodzice wynajmowali mieszkanie znalazła „w rozsypce” egzemplarz poematu Mickiewicza, składała go ze świecącymi oczyma niczym najciekawszą układankę, by potem podczas pasienia krowy nasycać duszę pięknem słowa płynącego do niej z poszarganych stronic…

A ileż to naczytałem się o dzieciach spod naszych śląsko-cieszyńskich strzech, na wykształcenie których rodzice nie szczędzili środków, choć sami zdobywali te środki ciężką pracą ponad siły – wiedzieli jednak, że to jest to najlepsze, co mogą dać swoim potomkom: wykształcenie, wiedzę, skarb duszy i umysłu. Wyrastali potem z tych dzieci wiejscy bibliofile, przedsiębiorcze niewiasty zaangażowane w życie społeczne, ludzie wykonujący w życiu swoje proste zawody, ale zarazem światli i oczytani, a w niejednym wypadku wybitni intelektualiści czy naukowcy. Albo duszpasterze, ludzie głębokiej wiary, którzy kilka pokoleń byli później w stanie krzepić Słowem Bożym, nawet w tych najbardziej drastycznych warunkach więzienia i obozów koncentracyjnych. Bo zazwyczaj tak to u nas bywało, że ów pęd do wiedzy i edukacji nieodłącznie wiązał się z wiarą w Boga, umiłowaniem Jego Słowa, zakotwiczeniem w wierze przodków, która jednak nie była li tylko martwym reliktem przeszłości, ale żywym i osobistym doświadczeniem każdego pojedynczego człowieka…

No ale każdy wyjątek potwierdza regułę. Pewnie mogło się zdarzyć i coś takiego, jak przytoczona na początku postawa. Ostatni dzwonek, tornister w kąt, książki na strych albo w lepszym wypadku do tornistrów młodszego rodzeństwa. Jest to jednak typowa negatywna ilustracja tego, co piętnują tematy związane z hasłem Roku Wychowania i Edukacji. Już na łamach Kalendarza Ewangelickiego wypowiadali się autorzy na temat tego, iż edukacja to proces trwający przez całe życie. Tylko że trzeba chcieć. Wszystko zależy od motywacji i nastawienia. Od tego czy zmuszani jesteśmy do zdobywania wiedzy i uczenia się, a z wszelkich sił staramy się temu stawiać opór – czy też pragniemy całymi sobą dowiedzieć się czegoś więcej, więcej poznać, więcej doczytać, dostudiować… Potem nawet persekucje w stylu zakazu przyjęcia kogoś na studia nie były w stanie zatrzymać pragnienia zdobycia wiedzy dalszej, szerszej, głębszej. Wskutek tego nieraz u techników pracujących gdzieś w hucie poziom wiedzy historycznej lub teologicznej zyskanej w wyniku samodzielnego studium przewyższał poziom niejednego doktora z danej dziedziny, nie mówiąc o magistrze. Miałem przyjemność być wikariuszem takiego człowieka – księdza radcy Jana Drozda (więcej na temat jego postaci w artykule pt. „30-lecie ordynacji”). Z jakąż radością i zapałem prowadził on rozmowy lub korespondencję z profesorami i doktorami, dorównując im poziomem wiedzy, a w niektórych tematach ich wiedzę przewyższając…

Trzeba mi się wstydzić – i tego poczucia wstydu chcę wszystkim Czytelnikom życzyć: z takiego mianowicie powodu, iż „przywaleni” nadmiarem pojedynczych czynności, których część zawsze gdzieś tam pozostaje w formie długu niespełnionego i niewykonanych obowiązków, niedokończonych spraw, nie znajdujemy już nieraz czasu, by z błyskiem w oku zasiąść gdzieś w czytelni lub choćby w zaciszu własnej biblioteki i pochłaniać to, co wartościowe z zapałem tej małej dziewczynki odkrywającej piękno myśli i słowa przy krówkach gdzieś na podgórskich pastwiskach. Że nam nie brak spotkań z przyjaciółmi i długich rzeczowych rozmów na ważne tematy, o tym co ktoś gdzieś ostatnio przeczytał czy odkrył, co napisał ten lub tamtem znany autor, a jakie poglądy prezentuje ten czy ów znany naukowiec. A przecież dzisiaj tyle cennych tytułów jest wydawanych, tyle skarbów jest dostępnych, nic tylko chłonąć i sycić intelekt! Potem karlejemy w swoich poglądach i postawach. Rozmieniamy się na drobne, bo nam brak kręgosłupa… Potem „pożeramy” siebie nawzajem (i sami siebie) w pędzie do zdystansowania oraz zdyskredytowania kogokolwiek, którego uważamy za zagrożenie dla własnych pozycji lub poglądów. A stosując coraz bardziej powszechną „mowę nienawiści” niszczymy relacje z bliźnimi, zamiast być dla nich inspiracją do tego, co dobre… Nasi przodkowie wcale nie mieli mniej obowiązków (może „popełniali” mniej czynności), a jednak ze wszystkim zdążali. Bo umieli wybrać, co ważne. Bo się orientowali, byli oczytani i mieli swoje w głowach.

Niniejszym numerem wkraczamy także na łamach naszej gazetki w zakres tematyki Roku Wychowania i Edukacji. I zaraz na wstępie przypominamy, że uczenie się to proces na każdy wiek. Że warto. Że tak jesteśmy stworzeni, bo nosimy w sobie coś z obrazu Boga. Nie grzeszmy zatem naszą ignorancją, lenistwem czy niedbalstwem. Pan Bóg poprzez swoje Słowo ma każdej i każdemu z nas wiele do powiedzenia na każdy nowy dzień. I daje nam jakże wiele możliwości rozwijania talentów, jakich nam udzielił, wiary którą chce w nas budować oraz wiedzy, która może inspirować do dobrego dzieła. Nie zaniedbajmy tych okazji!

jak

jak

jak