Ef 3,14-21

Proto poklekám na kolena před Otcem, od něhož odvozuje své jméno veškeré otcovství na nebi i na zemi. Kéž vás podle bohatství své slávy ráčí prostřednictvím svého Ducha vyzbrojit mocí, aby se ve vás posílil vnitřní člověk, aby Kristus vírou přebýval ve vašich srdcích a abyste byli zakořeněni v lásce a v ní měli svůj základ. Takto obdržíte sílu pochopit spolu se všemi svatými, co to je šíře, délka, výše a hloubka, poznáte Kristovu lásku, která přesahuje veškeré poznání, a vejdete svou plností ve veškerou plnost Boží. Tomu, jehož moc působící v nás dokáže vykonat mnohem více, nekonečně více, než můžeme žádat nebo pochopit, jemu sláva v církvi a Kristu Ježíši po všechny doby a všechny věky! Amen.

Sestry a bratři, na čtvrtek připadala slavnost Nanebevstoupení Páně. Dnes se stále více připomíná v mnoha církvích až v neděli. Jde o událost, která se stala 40 dní po Ježíšově vzkříšení. Podobně jako vzkříšení má i nanebevstoupení zásadní význam v životě křesťanů. Událost zaznamenávají Skutky apoštolů v 1. kapitole, jak jsme slyšeli od oltáře. Ježíšovo nanebevstoupení je pro nás útěchou. Putujeme totiž životem a Kristus nám otevřel cestu k Bohu. Je jako horolezecký průvodce, který při výstupu na horu dosáhne vrcholu a nás přitahuje k sobě. Od té doby, kdy vstoupil do Otce, je Pán Ježíš Kristus přítomen mezi námi novým způsobem. Nenachází se už jen na nějakém konkrétním místě. Nyní je přítomen v každém prostoru a času, je nablízku každému z nás. V životě už tak nikdy nejsme sami.

On nám říká: V domě mého Otce je mnoho příbytků… jdu vám připravit místo. (J 14,2) A modlitba, kterou cituje ve svém dopise apoštol Pavel, zřejmě v té době adresátům dobře známá, se mi jeví jako krásné rozvinutí myšlenek svátku Nanebevstoupení. Zároveň v ní apoštol navazuje na velekněžskou modlitbu Ježíše za lásku, díky které by jeho učedníci svým životem, jednáním a vzájemnými vztahy ukazovali na lásku Boží. Pavel se modlí a prosí, abychom se i my dostali tam, kde je náš Pán Ježíš Kristus; dostali se tam vírou a nadějí, abychom již nyní mohli uchopit něco z toho tajemství, jež nám bude plně zjeveno, až se sami osobně postavíme před trůn v nebi, až i my budeme doma…

„Zginam kolana moje przed Ojcem, od którego wszelkie ojcostwo na niebie i na ziemi bierze swoje imię”. Pasa patria – każda ojczyzna lub ojcostwo. Mamy tutaj słówko, które być może kojarzymy. „Patria” znaczy ojczyzna. W latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku tym imieniem „Patria” nazwano wiele pensjonatów czy hoteli w najpopularniejszych polskich uzdrowiskach. Byliśmy niedawno z rodzinami z naszego zboru w Krynicy. Słynny śpiewak Jan Kiepura wybudował tam najnowocześniejszy w swoich czasach dom uzdrowiskowy, do którego przybywały nawet koronowane głowy europejskie i nazwał ten dom właśnie „Patria”; ten dom jest tam po dziś dzień i tak samo się nazywa. Rozumiemy, skąd takie nazwy: oto mamy naszą wolną ojczyznę, radujemy się z tego, jesteśmy z tego dumni – mówili w ten sposób nasi przodkowie, podkreślając jak ważne jest mieć niepodległość i być u siebie we własnym domu. O, jak to ważne znowu dzisiaj, kiedy jedni drugich tego domu, ojczyzny chcą pozbawiać! „Patria”, to dosłownie: „wszelka rodzina”, „cała rodzina”. Cała rodzina wierzących, rodzina Bożych dzieci, tych którzy wołają „Ojcze nasz”, przez dzieło Chrystusa odkupionych, przez Chrzest Święty i obecność Bożego Ducha usynowionych. A gdy do tego dołączy się sformułowanie „na niebie i na ziemi”, wówczas widzimy, jak bardzo Kościół walczący tu na ziemi i Kościół triumfujący w wieczności – choć rodzdzielony śmiercią – stanowi jedną całość. Cała rodzina od Niego bierze swoje imię… Ale także sama idea ojcostwa. To nie jest analogia (Bóg jest Ojcem jak ziemscy ojcowie) ani projekcja (tak jak twierdził Freud) – ojcostwo Boże, to kim On sam jest względem nas, jest źródłem wszelkiego ojcostwa. Jakże to ogromny dar i tajemnica! Ojcowie, matki, czy zdajecie sobie z tego sprawę? Czy i wy zginaliście i zginacie swoje kolana przed Ojcem niebiańskim w usilnej prośbie, wstawiennictwie i błaganiach za za waszymi dziećmi i za ich rodzinami? W prośbie by wasze macierzyństwo i ojcostwo, wasze relacje z dziećmi, relacje rodzinne były prawdziwym obrazem i świadectwem miłości Boga? By to świadectwo w naturalny sposób płynęło z waszego życia, także, a może zwłaszcza wtedy, gdy nie mówicie nic, a tylko normalnie przeżywacie swoje życie z Bogiem! Czy tak jest? Co widzą nasze dzieci?

I dalej Paweł modli się o nas, abyśmy byli przez Ducha Świętego Jego mocą utwierdzeni w wewnętrznym człowieku, żeby Chrystus przez wiarę zamieszkał w sercach naszych. Jak to rozumieć? Przecież Duch Święty jest w sercu chrześcijanina. Już kiedyś mówiliśmy, że w języku greckim istnieją dwa słowa określające „przebywanie” czy „zamieszkiwanie”: paroikeó i katoikeó. Pierwszy wyraz jest słabszy. Żyć jako paroikos, znaczy przebywać chwilowo w jakimś miejscu jako cudzoziemiec, być przychodniem, dziś mówimy: uchodźcą. Od tego słowa pochodzi wyraz paroikia czyli parafia – społecznośc tych, którzy są tu na tej ziemi tylko „przejściowo”, na chwilę, na jakiś czas. Przy okazji tu mamy myśl z Wniebowstąpienia, że nasza ojczyzna jest w niebie, bo tam ją poszedł Chrystus dla nas przygotować. To jest to pierwsze słówko określające pobyt. Drugie, to katoikeó. Katoikos, to stały mieszkaniec, to pełnoprawny obywatel danego miasta czy kraju. To ten, który o ziemi, w której zamieszkuje, może powiedzieć „patria” – moja ojczyzna (má vlast). Stąd i słowo „patriotyzm” (vlastenectví). Kiedyś miałem stały pobyt w Polsce, a w Republice Czeskiej jedynie pobyt czasowy. Byłem pełnoprawnym obywatelem Rzeczypospolitej Polskiej. Od kiedy jednak zmieniło się czeskie prawo i mogę mieć nie tylko jedno obywatelstwo, ponieważ mój ojciec był przez całe życie obywatelem Czechosłowacji, a reżim nie umożliwiał rodzicom zadecydować niezawiśle o obywatelstwie dziecka, tzn. mnie, urodzonego po polskiej stronie, otrzymałem bez najmniejszego problemu obywatelstwo Republiki Czeskiej, mam czeski rodný list, mam wszelkie prawa jako obywatel tego państwa – ale także jako obywatel państwa, w którym się narodziłem. Podwójne obywatelstwo. Choć więcej w tej chwili mnie wiąże z Republiką, bo tutaj mieszkam na stałe.

O tym pisze Paweł. Modli się, by Chrystus nie był w nas tylko chwilowo, jak uchodźca, który i tak za chwilę pójdzie gdzieś dalej. By miał w nas, w naszym sercu, w naszym życiu stałe przebywanie, by był Panem naszego życia, właścicielem, tym, który jest u siebie w domu, we swojej „patrii”, w swojej ojczyźnie! By wewnętrzny nasz człowiek był posilony i wzmocniony przez obecność Ducha Świętego. Duch Święty w nas, to Chrystus w nas. Mamy ten dar. I to nie jest tak, jak twierdzą niektórzy, że chrześcijanin ma troszkę Ducha Świętego, a potem poprzez specjalne przeżycie otrzymuje pełnię, bluźniąc w ten sposób, jak gdyby Duch Boży był jakąś substancją. A przecież On jest Osobą, jedną z trzech osób Trójcy Świętej! Zamieszkał w nas, gdy Bóg zawarł z nami przymierze w Chrzcie Świętym. Tylko pytanie: czy rzeczywiście zamieszkuje i opanowuje całe nasze jestestwo, ze wszystkimi tego konsekwencjami? Czy też pozwalamy Mu tylko raz na tydzień, raz na miesiąc, a czasami jedynie w wielkie święta mieszkać w nas jak w hotelu? Do wspomnianego uzdrowiska Krynica w Beskidzie Sądeckim jeździliśmy wielokrotnie, mieszkając tam w hotelu czy pensjonacie. Odkąd mamy tam własne mieszkanko, możemy jechać „do siebie” i kiedy chcemy mieszkać „u siebie w domu”. Dzięki temu, że i tam jestem „u siebie”, zależy mi na tym mieście, jest mi bliskie sercu. Siadam na balkonie do komputera patrząc na przepiękne góry i jestem w domu! Pozwólmy w taki sposób być Chrystusowi „w domu” w naszym życiu, w naszej rodzinie, w naszym zborze.

Dalej Słowo Boże łączy dwie metafory: jedną botaniczną, drugą architektoniczną, by powierzchowności naszego chrześcijaństwa przeciwstawić prawdziwą głębię. Mamy być „wkorzenieni i ugruntowani” w miłości, to znaczy mieć głębokie korzenie i pewne fundamenty. Co leży u podstaw? Miłość Chrystusowa. Mamy ją pojąć we wszystkich jej wymiarach, stale do niej dorastać. I choć miłość Boża przewyższa wszelkie poznanie, możemy tę poetyczną hiperbolę apostoła interpretować wzorem starożytnych komentatorów i jak oni widzieć w krzyżu spełnienie owych „wymiarów miłości”. Pionowa belka sięga do głębin ziemi, dotykając nawet najgłębiej upadłego grzesznika, a zarazem wskazuje na niebo, dokąd odszedł i skąd znowu przyjdzie po nas Chrystus. Syn Boży zstąpił na ziemię, po to by upadłego człowieka podźwignąć wzwyż. Poprzeczna belka wskazuje na rozciągnięte ramiona Chrystusa na krzyżu, niczym w geście zaproszenia, skierowanym do wszystkich ludzi. Gdybyśmy wzięli dzisiejszy tekst, to właśnie o tej tajemnicy, że odkupieńcze dzieło Chrystusa jest dla wszystkich, nie tylko dla Żydów, ale i pogan, mówi we wcześniejszych słowach apostoł Paweł. Dlatego zgina kolana swoje w usilnej modlitwie i za tych, o których tylko słyszał, tych, którzy również mają udział w dorastaniu do pełni Bożej. Jak powiada Jezus: „Aby miłość, którą Mnie umiłowałeś, była w nich i abym Ja był w nich” (J 17,26).

A to już słowa Ewangelii, którą żeśmy słyszeli od ołtarza; jeden z tekstów na czwartkowe Święto Wniebowstąpienia Pańskiego. Jezus mówi tam coś szczególnego: modli się, by między nami była taka miłość i jedność, jaka jest między Nim a Ojcem – po to, by inni, widząc nasze wzajemne relacje, mogli uwierzyć w Niego! Oby ludzie, patrząc na to, jak żyjemy między sobą, my którzy przyznajemy się do Chrystusa, mogli pozytywnie zdumiewać się i stwierdzać to, co o pierwszych chrześcijanach mówili nawet ich wrogowie: „Patrzcie, jak oni się miłują!” To przekonuje. Tylko to jest wiarygodne. Zanim uwierzyłem, widziałem ludzi, w których było coś szczególnego. Jakaś szczególna miłość, serdeczność, życzliwość. I zacząłem się modlić: „Panie Boże, ja też tego chcę”. Ojciec Kościoła Tertulian odnotował to zdanie „Patrzcie, jak oni się miłują” we swoich pismach, bo tak niechrześcijanie, którzy nieraz prześladowali wierzących w Chrystusa, o nich mówili. Czy mówią tak o nas? Jeśli nie – no to jest nad czym pracować. Wszelkie strategie i plany rewitalizacji zboru są ważne, stoją jednak i upadają wraz z tą miłością lub jej brakiem. Jeśli chcemy, aby nasze chrześcijaństwo miało tamtą moc, moc wyznania pierwszego Kościoła, trzeba nam o tę miłość się modlić, dać się Panu nią opanować, by On sam wraz ze swoim pokojem i miłością był w nas „w domu” u siebie.

I tego z głębi serca nam wszystkim życzę: „… abyśmy zostali napełnieni całkowitą pełnią Boga. Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić więcej niż to, o co prosimy lub co zdołamy sobie wyobrazić, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie przez wszystkie pokolenia na wieki wieków”.

jak

jak