Jezus przyszedł dla nas. Z miłości. Bóg stał się człowiekiem, Wszechmogący bezmocnym, godzien najwyższej chwały ostatnim z poniżonych – żeby nam dać życie, wieczność, pokój, błogosławieństwo – wszystko to, czego próbujemy w niedoskonałych słowach sobie nawzajem życzyć. Nie przyszedł po to, żebyśmy w poczuciu winy spełniali dalsze, dalsze, i tysiąc jeszcze dalszych obowiązków i powinności, w poczuciu winy, że i tak wszystkiego wykonać się nie da, w poczuciu winy, że prezenty mogły być doskonalsze, bogatsze, ryba mieć mniej ości, a sałatka mogła być smaczniejsza. Nie przyszedł po to, żeby ktoś stracił wszystko, bo go zeżrą odsetki, kiedy zadłuży się z powodu głupich tradycji. Nie przyszedł, by ktoś ze łzami w oczach staczał się na samo dno poczucia swojej małości i niewystraczalności wobec ludzkich bzdurnych wyobrażeń na temat tego, jak ma być słodziutko i anielsko. Nie przyszedł, by ktoś kogoś oskarżał albo oskarzał siebie, że komuś za mało czasu poświęca… Nie przyszedł, by papier z prezentu był ważniejszy niż sam prezent. Spod gwiazdek, aniołków, prezentów, choinek, naszych dobrych życzeń i w ogóle tego, jacy jesteśmy słodcy, próbuje dotrzeć do nas jedna jedyna wieść: JESTEM TU DLA CIEBIE. Bo cię kocham. Życzę wam wszystkim, nam wszystkim, by ten głos się przebił, byśmy go słyszeli nie tylko w Święta, ale przez cały rok, zawsze… Na wieki…

Wszystkim nam dedykuję słowo hasła miesiąca grudnia: „Kto chodzi w ciemnościach i brak mu światła, niech zaufa imieniu Pana i oprze się na swoim Bogu!” (Iz 50,10b) Prawdziwych Świąt!

jak

jak