Benio: Ojej, ostatnio było kółko na niebie, a teraz są takie kropki…

Gwiazdy, Beniu.

Benio: No tak, domyślam się, że pan rysownik chciał przez te cętki wyobrazić gwiazdy. A co to tam są za ludkowie, jakiś pan i chłopiec…

To jest Abraham ze swoim synem Izaakiem.

Benio: A czemu patrzą na gwiazdy? Dzieci, wy na pewno wiecie…

(Bóg obiecał Abrahamowi, że jego potomstwa będzie jak gwiazd na niebie. Ale on był już stary i wraz z żoną Sarą nie mieli dzieci. Bóg jednak obiecał mu, że urodzi im się syn. I rzeczywiście tak się stało. Przez Izaaka, ich syna, miała wypełnić się Boża obietnica.)

Benio: I co, wypełniła się ta obietnica? Chyba tak, bo ten pan tam jest z chłopcem.

Tak, to jego syn Izaak. Ale teraz patrzą na niebo, a Abraham jest baaardzo smutny…

Benio: A czemu?

Bo mu Bóg powiedział: Weź swojego syna jedynego, Izaaka, pójdź z nim na górę, którą ci wskażę i złóż go tam dla Mnie w ofierze.

Benio: Co? Bez sensu! Bóg mu tak powiedział? To niemożliwe, przecież mu obiecał, że od Izaaka będzie jego potomstwo! I kto to słyszał, składać ofiary z ludzi!?

Niestety, w tych czasach składanie ofiar z ludzi było praktyką spotykaną wśród okolicznych ludów. Ale tak samo Abraham nie mógł uwierzyć temu, co słyszał…

Benio: Jejku, no i co, i co się stanie?

Abraham nie podważał Bożej decyzji. Choć nic z tego wszystkiego nie rozumiał, postanowił być posłuszny.

Benio: Ojej…

Wcześnie rano obudził Izaaka.

Zabrali drewno, dwóch służących, jedzenie na drogę oraz osiołka i wyruszyli w drogę do kraju Moria, bo tam kazał mu pójść Bóg.

Była to długa droga. Dotarcie na miejsce zajęło im trzy dni.

Kiedy byli blisko góry, którą Bóg wybrał, Abraham powiedział do służących: „Zaczekajcie tu z osiołkiem. Izaak i ja pójdziemy dalej, oddamy Bogu chwałę i wrócimy do was”.

Benio: A, czyli jednak wierzył, że Bóg nie chce takiej ofiary…

Ale Bóg mu tak powiedział. Abraham Mu wierzył…

Izaak pomógł swemu staremu ojcu nieść drewno na zapalenie ofiary, tylko nie rozumiał, gdzie jest ta ofiara…

Benio: I co? I co?

Abraham tylko odpowiadał: „Bóg znajdzie sobie baranka na ofiarę, synu mój”.

Kiedy dotarli na szczyt góry, Abraham zbudował tam ołtarz.

Benio: Jejku, ja się boję…

Izaak na pewno też. A co musiał przeżywać Abraham! Czyż Bóg mu nie obiecał, że da mu syna, żeby mógł stać się ojcem wielkiego narodu? Jak Bóg może żądać, żeby Mu oddał swego ukochanego, jedynego syna?! Sięgnął jednak po nóż…

„Nie podnoś ręki na swojego syna i nie czyń mu nic złego!” – zawołał głos z nieba.

Benio: Jednak Pan Bóg nie chciał, żeby złożył swojego syna na ofiarę!

No pewnie, i tym lud izraelski się przez wieki różnił od wszystkich swoich sąsiadów, że ich Bóg nie chce takich okrutnych ofiar, jakie te ludy składały.

Benio: Aha…

Stało się tak, jak Abraham wierzył: Bóg wskazał mu barana zaplątanego rogami w krzakach i jego złożyli Abraham i Izaak na ofiarę.

Benio: Dobrze się skończyło.

Tak, Beniu, ale przez tę historię nam Bóg chciał powiedzieć, że to On sam jest Ojcem, który będzie musiał poświęcić swego jedynego, umiłowanego Syna w ofierze za nas.

Benio: To z powodu naszych grzechów musiał Syn Boży oddać swoje życie! To On jest tym Barankiem, który się znalazł na ofiarę…

„On znalazł” – pamiętasz, Beniu, co się tak nazywa?

Benio: Jasne, maca czyli chleb paschalny. Izraelskie dzieci go szukały przy wieczerzy, a jak znalazły, to się nim dzielili wszyscy w domu.

A Jezus przy Ostatniej Wieczerzy powiedział, że to jest Jego ciało, które On oddaje za żywot świata.

Benio: „On znalazł”. Bóg znalazł Baranka na ofiarę. To teraz rozumiem, co Bóg próbował powiedzieć swemu ludowi przez tę historię o Izaaku. Inny ukochany, jedyny Syn nie został uratowany w ostatnim momencie. Umarł zamiast nas. Boże, dziękuję… To ja chcę zawsze Panu Bogu ufać tak jak Abraham i do Niego należeć! A wy, dzieci?

jak

jak